wtorek, 20 marca 2018

Z cyklu

Rozmowy z synem:

Ja: Syyyyyynuuuuuuu...... Przynieś mamusi krem z łazieeeeeenkiiiii
Syn: Któóóóóry?
Ja: No ten do nóg
Syn: (gwugdssdszdfhyt – bliżej niezidentyfikowane dźwięki)
Ja: Masz?
Syn: No nie mam. Nie widzę tego do stóp...
Ja: Ale nie do stóp synu. Do stóp mam w pokoju i przez to przyjść nie mogę bo nakremowałam je właśnie.
Syn: To jaki niby chcesz krem?
Ja: Dawaj ten taki....Oj dobra, balsam mi podaj.
Syn: Baaaalsammm.....baaaaalsam....
Ja: No....?
Syn: Oj ku.... Nie wiem który! Ten?
Ja: Co ten? To krem ujędrniający do biustu! Dawaj balsam. W białej tubie.
Syn: W białej tubie.... To?
Ja: To żel wyszczuplający do ud. A ja chcę łydkę nakremować!
Syn: Boże! Ile można mieć kremów?!? Ja mam jeden do twarzy i jest git!
Ja: No jak ile? Wszystkie! Do twarzy różne, pod oczy, w okolice ust, na szyję, na dekolt, do biustu, na brzuch i uda, na pośladki, na stopy, na dłonie, na usta, o balsamach i mleczkach nie wspominając!
Syn: W głowie mi się od tego kręci... Daj spokój. A nie można tak jednego do wszystkiego?
Ja: Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego!
Syn: To po czym odróżnić który do czego? Ja tych napisów nie będę czytał!
Ja: No dziecko, po wielkości! Patrz: ten pod oczy malusi jak oczy, ten na szyję większy jak szyja, do rąk czy stóp średni jak one, a do ud jeszcze większy bo udo większe...
Syn: A ten w wiaderku?
W tym momencie obejrzał mnie od stóp do głów. Oko w pewnym miejscu zawiesił i rzecze: Aaaaa.....to wiem, wiem. Nie musisz mówić. Od razu widzę!

No zabić to za mało :/
;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...