wtorek, 13 marca 2018

SĄSIADKA

Ach księgową być...

Nie ma to jak leniwe popołudnie, kiedy wróci się z pracy i można choć na chwilę usiąść, nim pobiegnie się dalej...

Przysiadłam więc w stanie półrozkładu ("Półrozkład" oznacza strój domowy, włos rozwiany, w łapce kawa, nogi na stole w kapciochach z motywem świątecznym - odróżniać od "rozkładu", czyli: brak makijażu, wałki na głowie, nocna koszulka i w dłoni powiedzmy kieliszek wina :D). Wtem pukanie do drzwi. Kurka! Otwieram, wszak półrozkład dopiero...

W drzwiach stoi kobieta, strój domowy, w dłoni kwit. Aha - myślę - znaczy do mnie jako do księgowej przyszła. Sąsiadka pewnie.
- Słucham? (to ja, ton uprzejmy - służbowy) - Nowakowa (nazwisko zmieniam) jestem. Przyszłam... 
Tu kobitka energicznie odpycha drzwi, mija mnie trącając ramieniem i śmiało wchodzi do pokoju. Rozsiada się w fotelu i coś tam mówi machając tym kwitem. Nazbyt nie słucham lekko zszokowana jej nagłym wtargnięciem.

Ale co tam wtargnięcie! Kobieta siedzi w fotelu, na którego oparciu zawiesiłam bluzkę - świeżo uprasowaną! I jak nic ona się zaraz na niej wyłoży!!!
Ona: ...i chcemy to zmienić bo....(Jezu... zaraz się oprze...jeszcze chwila... Nosssssz kur...ka, oparła się! :/)
Ja: Tak tak....tak się zrobi... (Szlag trafił moje prasowanie!)
Ona: Dobrze, że to ustaliłyśmy (ups...ale że co?)
Ja: No widzi Pani, zawsze się można dogadać jak się chce :)
Ona: Wiedziałam że tak będzie. Ja panią znam.
Ja: (Matko jedyna, a ja jej wcale!) Tak? A skąd?
Ona: Znaczy mój syn panią zna...
Ja: (Jeszcze lepiej! A czyjaż to matka?) Syn? Aha...
Ona: No, Mareczek!
Ja: (Z prędkością światła robię przegląd w pamięci. Mareczków sobie od ręki co najmniej pięciu przypomniałam. Mamusię jednak tylko jednego znałam...) Mareczek...?
Ona: No! Toż Mareczek. Z Pani tym pracował...
Ja: Z kim?
Ona: No tym... Mężem zdaje się... Ale nie tym a tamtym przed tym...
Ja: (Coraz lepiej... To ilu tych mężów było???) Przed kim?
Ona: Tego nie wiem, to pani sprawa! Ale z tamtym. No jak mu tam....?
Ja: Komu?
Ona: No tamtemu! Co Pani, nie wie jak mąż na imię miał?
Ja: Czyj?
Ona: No pani! Mój jest Stasiek!
Ja: Aha... (O Jezu...)
Ona: A syn Marek. I on panią doooobrze(!) zna...bo z tym tam pracował...
Ja: (To "dobrze" krew mi zmroziło. Nie kojarzę człowieka, a ten mnie tak doooobrze zna?). Zna mówi pani...? A skąd?
Ona: No jak z nim pracował to chyba panią zna?
Ja: No nie sądzę. Ja z nim nie pracowałam...
Ona: Jak pracował z tym tamtym przed tym to chyba zna, nie?!
Ja: No tak... może...
Ona: No. To i ja wiedziałam że się dogadamy.
Ja: To świetnie...
Cisza....
Ona: A potem Mareczek pracował w Kauflandzie, koło mamusi tego.. no tego po nim...
Ja: Kogo mamusi? (I po kim?)
Ona: No pani to jest dobra! No męża pani...aktualnego jeszcze chyba... Jak mu tam?
Ja: (Pojęcia nie mam! Jak poznam to powiem :D) No jak?
Ona: Pani znowu nie wie??? Jak pani jest w stanie księgować jak pani taka roztargniona???

Tu się już śmiałam, w głos, słowo :D
Babka oburzona patrzy na mnie jak na nienormalną jakąś i dodaje: Wie pani, ja już lepiej pójdę... Zaraz może ten tam wróci (kto? co? - mianownik!), a i tak przecież dobrze między wami nie jest. Ludzie mówią że się rozwodzić będziecie...(z kim? z czym? - narzędnik!)... Ale ile razy można...(no ile?)? Nie dziwię się, że pani w takim stanie...(o! - wołacz) biedna... Ech...życie...

No życie, życie. A ja chyba z połowę tego życia przespałam albo na rauszu byłam, bo ni huhu nie pamiętam. Ani Mareczka, ani ślubów i rozwodów licznych, a tu jeszcze "w takim stanie " jestem...
Grunt, że ludzie wiedzą, znają, podpowiedzą jakby co. Co prawda imion zapomnieli, ale co się dziwić jak i ja owych imion nie pamiętam? Za to fakty znają rozliczne, łączą bystro i wnioskują śmiało!

Na dziś dość. Kota biorę na kolana (no żaden żywy nie chce?), słuchaweczki (o słuchaweczkach już było ;) ) zakładam. Niech mi tu muza zagra! Przynajmniej pukania nie usłyszę. Sąsiadów, domokrążców, petentów. A co najważniejsze - "tego tam no co to przed tym" był, albo "tego co to jeszcze" jest... Strach pomyśleć co by było, gdyby mi się tak naraz zeszli!?! Dopiero by sąsiedztwo pożywkę miało :D

Dobrego wieczoru! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...