poniedziałek, 5 marca 2018

PŁASZCZYK

W niedzielę byłam w kościele. Wiem wiem, żadna sensacja. Ale bez tego wstępu tej historii nie ma.
Otóż po drodze do kościoła na wystawie jednego ze sklepów płaszczyk wiosenny wypatrzyłam: Boski... pudrowy róż...klasyczny krój... Słodziak, dla mnie stworzony.... I od ręki się zakochałam!
A choć to niedziela była jeszcze bez zakazu handlu, to sklepik był zamknięty i dopiero dziś mogłam tam pójść. Lecę więc świńskim truchtem po pracy z nadzieją, że mi go nikt nie podebrał.
Docieram - jest! Wpadam do sklepu, za ladą mężczyzna, zdaje się pełen kultury. Rzucam okiem na wieszaki - nigdzie takiego pudrowego nie ma, więc mówię głośno:
- Chciałabym przymierzyć płaszczyk. Różowy, z wystawy.
Pan: Na wystawie wisi.
Ja: Wiem... przecież mówię.... Chciałabym go przymierzyć.
Pan (ogląda mnie): Ale to 36 rozmiar...
(I już go nienawidzę!!!)
Ja: To świetnie, bo ja właśnie 36 noszę...(sam mój ton by zabił)
Pan: To małe 36 proszę pani...
Ja: Ok.... (oddychaj Anka, oddychaj!) A ma pan tu jakieś 38 żebym mogła zmierzyć i sprawdzić czy w 36 wejdę? (Udowodnię Ci zaraz ty....)

Pan zachwycony tym obrotem sprawy podaje mi 38, kolor musztardowy (nie mój, oj nie mój!). Zimowy kaftan zdejmuję, musztardowy nakładam. Zapas w pasie duży, kolor nadaje mi trupi wygląd. Pan (wyraźnie niezadowolony): No.... pani ma talię?
(Hmm... Czemu niby nie mam mieć talii? Nogę urwać by mogło, ale talię stracić?)
Ja: No mam. Ale kolor nie mój jak pan widzi, rozmiar nie mój. Chcę ten różowy!
Pan: Ale pani uparta. Kobiety są takie niezdecydowane, a pani tak prze jak taran jakiś...
Ja: Zawsze wiem czego chcę. Pan daje ten płaszcz, bo ja go biorę!
Pan: .... ale on tani nie jest....
Dziada zaraz uduszę! No teraz to byłam gotowa kupić ten cholerny płaszcz razem z tym całym sklepem i tym uparty osłem na czele!
Ja: Panie.... Albo pan mi ten płaszcz da.... (czaszki w oczach mam!)

Facet nie czekał aż wydyszę końcówkę zdania. W stronę wystawy się kieruje, roletę w górę podnosi aż mu się peruka z manekina zaczepiła i i czarny kłak powędrował w górę. Cicho zaklął i płaszcz mi podaje.
Wkładam - idealnie! Już widzę jak w nim na Rezurekcję mknę...
Płacę, pan pakuje, szczęście me zenitu sięga.
Żegnam się, w stronę drzwi zmierzam i wtedy dobiega mnie zza pleców:
- Pani się nie gniewa. Ale to nie moja wina, że pani z założenia jest grubsza niż w realu...

Z założenia czego? Nie wiem. Ale chyba nie z założenia płaszczyka. Leży naprawdę doskonale! :P

ps. Dawno mi się nie trafił mężczyzna tak zawzięty w odmawianiu... I sprzedawca tak uparty w niesprzedawaniu ;)
Dobrego wieczoru!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...