wtorek, 28 sierpnia 2018

SAUTE

Nie wiem czy istnieje na świecie jeszcze jedna osoba, która byłaby zdolna namówić mnie do tego, doczego namówiła mnie Ania Wójtowicz – Wnuk... Myślę, że takiej nie ma :)

O czym mowa? O zdjęciach saute. Takich o poranku, bez makijażu, z nieładem we włosach. Bez retuszu, bez grama pudru. Z widocznym po lecie każdym piegiem, każdą plamką, której autorem jest gorące sierpniowe słońce...

Prawdę mówiąc specjalnie mnie namawiać nie musiała. Jest jakieś niepisane porozumienie między nami, które sprawia że ufam jej pomysłom i wchodzę w nie bez mrugnięcia okiem :) Zaryzykowałam więc. Być może stracę w oczach wielu fanów facebooka, zniszczę swój "wizerunek", wizję mojej osoby w Waszych głowach. Ba! Lajków nie dostanę! ;) Cóż... Może. Ale jestem jaka jestem :)

A nie byłaby sobą, gdybym nie wykorzystała zdjęcia do kilku słów osobistego komentarza:

czwartek, 23 sierpnia 2018

Kolory tęczy

Zamiast chorować lub się dołować, wolę...malować!. Więc aby się jakoś "rozładować" urządziłam sobie remoncik w obu mieszkaniach. Tak "dla relaksu". Ściany, tapicerka, meble, tapety, firany...Wesoło mam :p
Przemalować meble w kuchni wydumałam (kocham te zmiany kolorystyczne i uwielbiam machać do nocy wałkiem! :D). Zakupiłam żółty i szary. Zgodnie z próbnikiem takie być powinny. W realu – wyszedł krem i gołębi. Hmm... Gołębi mnie urzekł, ale zamiast żółtego krem? No nie. Gryzie się!

Jadę do sklepu by zintensyfikować barwę. Wchodzę. I zaczynamy ^^:

środa, 22 sierpnia 2018

Zdrowym być...

Wracam do tematu służby zdrowia. Bo nie da się przemilczeć...

W czerwcu dostałam pismo z przychodni. Otworzyłam lekko przestraszona, bo czego mogą ode mnie chcieć? Treść mnie zmroziła. Proszą o "pilne skontaktowanie się z placówką z powodu nieprawidłowych wyników badań". Badania robiłam, owszem. Profilaktycznie, jak co roku. Czyli wyszły źle... Rak. Tak pomyślałam. Bo cóż innego zmusiłoby przychodnię do pisania listu, kiedy na wizycie pojawiłabym się znów za tydzień, czy dwa?
Dzwonię. Pielęgniarka zapisuje mnie na najbliższy możliwy termin, czyli na kolejny dzień rano (Szybko. To chyba niedobrze...). Idę. Lekarz jest poważny. Nie straszy, ale też nie tryska optymizmem. Wypisuje skierowania do Lublina na różniaste badania. Każde wrócić z wynikami. Podaje namiary na placówki, które owe badania wykonają. No rak – myślę – jak nic. Wręcza mi osławione "nieprawidłowe wyniki", z których jak dla mnie nie wynika nic, ale dla niego są powodem do wszczęcia alarmu. Dziękuję, wychodzę.
Dzwonię do Lublina, zapisuje się do odpowiedniej przychodni. Czekać trzeba 3 tygodnie. Czekam (może nie umrę...). Doczekuję owego dnia, jadę. I wtedy się zaczyna....

sobota, 18 sierpnia 2018

Lubelskie zaułki...

Gorące popołudnie, starówka Lublina. Idziemy z synem pod ścianami kamienic, byle tylko iść w cieniu. Bo w cieniu jest zaledwie 35 stopni, więc przyjemniej niż na słońcu. Koszulki nam się do pleców przykleiły. Nie! One się z ciałem scaliły. Tworzymy jedną, zbitą, parującą całość...
Ja, jak to ja, logiczna blondynka, niewiele już w tych warunkach myśląc, kawy dla orzeźwienia zapragnęłam. Kawiarnie wszelkiej maści minęłam, za to wchodzę do lokalu zwanego browarem i tam właśnie zamierzam się kawy napić. A skoro to kamienica, a browar to jakby piwnica, to spodziewam się chłodu (z mchem na ścianach włącznie). Zaskakuje mnie napis przy drzwiach, że "z balkonu widok na zamek – atrakcja!", ale co tam. Nie zważam, wchodzimy.

środa, 8 sierpnia 2018

Czy to jest miłość...?

Patrzą na mnie koleżanki podejrzliwie... Sądzą, że się zakochałam. Hmm... No nie wiem.... Rozumu mi jakby ostatnio brak. Więc.... Czyżby?

Wstałam rano i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nocna koszulka leży sobie nietknięta na krześle obok łóżka. Spałam dziś w szortach i t-shircie, w których krążyłam wczoraj wieczorem po domu! A nie piłam, słowo! Czy będąc w 100% trzeźwym można zapomnieć się rozebrać przed snem? Jak widać można.
(Syn rechotał rano. Nie zwracałam uwagi. Pełna powaga.)

Wyszłam z domu, wsiadłam do auta. Skupiona, zwarta, do pracy gotowa. Po tym incydencie ze spaniem w opakowaniu wyostrzam wszystkie zmysły. Czujność! Z wyczuciem więc cofam i... bum! Słyszę że, ale nie widzę w co, przygrzałam. Bosz.... Czyżby za autem jakieś zwłoki leżały???

piątek, 3 sierpnia 2018

USG

Cóż.. Normalni ludzie chodzą na badania. Wstają, jadą, docierają na miejsce, wykonują, wychodzą. Można? Można. Podobno. Bo mi jak zawsze nie do końca wyszło... ;)

Zapisałam się na usg. Dawno, bo w styczniu. Czekałam cierpliwie. I oto ten dzień szczęśliwy nastał. To dziś. Godzina 10. Zwalniam się z pracy i w nieziemski upał niezmordowanie zmierzam w stronę szpitala. Wchodzę, kieruję się w stronę windy i próbuję sobie przypomnieć, które to było skrzydło i które piętro... Nie wiem. Ale ale! Oto przy windzie pielęgniarka, osoba kompetentna, więc zaraz zapytam (w tym momencie drzwi windy się uchylają, pielęgniarka wchodzi do środka, ja przyspieszam wpadam za nią i od razu zaczynam):
- Przepraszam, na którym piętrze wykonują usg?
Ona: Jakie?
Ja: No....takie normalne...
Ona: Na co? Ja: .... no.... na kasę chorych (uff, wybrnęłam!)
Ona (lekko przewraca oczami): Nie pytam czy na fundusz tylko na jaki narząd?
Ja:............
(Nie powiem. No nie powiem! RODO! A w windzie poza nami dwóch panów wyraźnie zainteresowanych tym, co sobie ewentualnie będę prześwietlała. Czuję jak wzrok każdego z nich powędrował w inny rejon mojego ciała i na bank każdy już obstawił co ewentualnie mogę mieć do zbadania. Jeden, w piżamie w paski (te piżamy w paski jednak mnie prześladują...), trafił. Gapi się centralnie na obiekt zamierzonego badania! Nie, nie powiem mu że zgadł... :D )

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...