Trzy dni moje (kolejnych już się boję!)
Sobota.
Wbrew piątkowej deklaracji o niepodległości i leżeniu - sprzątam. Okna umyte, łazienka wyszorowana, podłoga lśni. Stoję półżywa po kilku godzinach przedświątecznej walki w przedpokoju, dumna. Piękny moment. Obok syn (brał czynny udział w tej walce). Trwa to może kilka sekund.
Po chwili zauważam jak mój kochany koteczek wsadził nos w świeżo umytą szybę i zostawił na niej mokry ślad... Za moment odbicia łapek... Moje usta z wolna przybierają kształt podkowy (nie oszukujmy się - podkowa do dołu). Kątem oka zauważam, że druga kosmata bestia zmierza w stronę łazienki. Na bank albo skłaczy wannę czarnym futrem albo urządzi sobie radosne wykopki w kuwecie ze żwirem! Słabo mi...
Syn - istota bystra - widząc mój stan i niechybnie zmierzający ku nam czworonożny kres porządku, zwraca błyskawicznie mój korpus w stronę idealnie jeszcze czystej łazienki i szepce: "Patrz mamo! Ciesz się chwilą!"
(Znikąd ratunku. Sama te koty do domu przywlekłam...)
Niedziela.
Stoję przed lustrem i mierzę nowo nabytą skórzaną sukienkę. No sam seks! ;) Dumna z siebie i tego co widzę drę dzioba, by syn wyjrzał i ocenił. Na darmo się drę, wszak on w tych ekskluzywnych słuchawkach nie słyszy nic.
Idę więc, drzwi otwieram, czekam na kontakt wzrokowy i pytam: "No jak?"
Syn: Co jak?
Ja: No kiecka...Fajna? Kupiłam! Patrz jakie ma wiązanie, jak mięciutka... (tu walory wszelakie zliczam)
Syn: Wiesz.... Tak mnie to jara jak Ciebie moje nowe gry...
Jak nigdy w lot zrozumiałam jego brak zrozumienia ;)
(Znikąd ratunku. Męskiej natury i tak nie przeskoczę...)
Poniedziałek w pracy.
Godzina szczytu, czyli 13-ta. Jest już za późno by myśleć o pracy, a za wcześnie by myśleć o wyjściu... Marazm. Nostalgia. Cisza.
Patrzę tępo przed siebie, koleżanka nie wygląda wcale lepiej. W pewnym momencie nasze spojrzenia się krzyżują. Błysk porozumienia w oczach. I wtedy ona tak pięknie do mnie rzecze: "Już 13-ta... W PRL-u by już pił..."
(Znikąd ratunku. Trzeba do końca dniówki jakoś przetrwać... ;) )
Wtorku miłego (choć znikąd ratunku) życzę :)
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
wtorek, 27 marca 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz