czwartek, 28 grudnia 2017

ZIMA

Ktoś chciał długo? Będzie długo.
Bo krótko na ten temat się nie da. A jaki? A taki że: Nienawidzę lata...

Uczciwie mówię: Nie trawię. Nie żebym się jakoś specjalnie pociła, czy że mnie słońce poparzyło i teraz mam uraz. Nie żebym narzekała na pełne ciepła długie dni, ciepłą wodę w jeziorze i zapach rozgrzanych słońcem łąk. Nie. Ja tych letnich gorących cholernych nocy nie znoszę! Dlaczego? Otóż wyjaśniam:

Wyobraźcie to sobie: Jest lato. Upalne dni. Do pracy chodzić trzeba, wszak szkoła już dawno za mną i niestety wakacji nie mam. W pracy ledwo dycham, a robić trzeba. I byle do końca dnia. Potem jakieś zakupy, jakiś rower, jakieś domowe sprawy, prysznic i spać. Bo człowiek zmarnowany, wykończony, jak mucha pada, a rano znów wstać trzeba. Ale nie...ale nie...

wtorek, 26 grudnia 2017

POLEŻEĆ SOBIE...

Pamiętam jak dziś, choć było to dokładnie 10 lat temu...

Położyłam się spać zdrowa jak jałówka (żeby "młody byk" nie powiedzieć) a rano... koniec. Zero
ruchu, ból aż świeczki w oczach... - kręgosłup. Bez przyczyny, ostrzeżenia, zapowiedzi. Nic. I teraz rób co chcesz – kłoda. Dno.

Leżę i stękam. Godzinę, dwie, kilka... Jest tylko gorzej, wstać nie mogę, siąść nie ma opcji... Po dobie jestem już pewna, że nie przejdzie, że samo nie minie. A przeciwbólowe nie działają. Żadne. W żadnej ilości. A zeżarłam już wszystkie (nic mnie nie obchodziło jakieś tam przedawkowanie!). Spania nie ma, życia nie ma.

wtorek, 19 grudnia 2017

MATKA

Prawie zostałam dziś matką...

Wolny dzień, to załatwień moc. Między innymi wpadam do X (nazwy sklepu nie podam, bo nie w nazwie rzecz), bo dziecko mi wspomniało, że się słuchawki do grania popsuły (nie oszukujmy się, kot-bestia nieupilnowany kabel przegryzł!) i w starych grać musi.
To ja, mamusia dobra, z myślą o synku w potrzebie, do sklepu wpadam.

A wyglądam niewąsko: kozak z brokatowym szlaczkiem (bo rozchodzić szybko przed "występem" trzeba), kiecka krótka aż do bólu (do krawcowej wpadłam, żeby mi coś doradziła co tu doszyć, bo w praniu skoczyło), na to rozpięty płaszczyk (bo gorąco kurde), na głowie za to gruba czapa (bo miałam rano fryzjera zaliczyć, włos koszmarny, ale nie ma chwili czasu by się przed zakładem w końcu zatrzymać, a zdjąć ją cholera strach...), w rąsi kawa z Maca (coś ciśnienie dziś niskie), na nosie okular (bo słońce w aucie strasznie razi). Wchodzę.

niedziela, 17 grudnia 2017

LADA MOMENT

Leżę i myślę...

Sierpniowe popołudnie. Wynosimy z mamą rzeczy z mieszkania po zmarłej babci. Workami, od 2 tygodni, dzień w dzień.
Na parterze starsza pani, miła, wita i pyta: A panie tu teraz będą?
Mama tłumaczy, że nie, że lokator i takie tam...
Mijam kobitki, lecę na śmietnik. Mama zostaje i wdaje się w rozmowę.
Wracam, mamę zgarniam, a ta jakaś taka rozbawiona. Pytam o co biega, a mama cytuje rozmowę:
Starsza pani z parteru: To pani córka?
Mama: Tak, córka.
Pani: Szczupłe toto. Ale wiadomo, młode.... Niech no poczeka. Minie młodość. I jak jej koło 40-stki tyłek strzeli.... to hoho!!!

Ok. Leżę. Lada moment mi ten tyłek strzeli. Lepiej się nie ruszać... :D


czwartek, 14 grudnia 2017

SOBOTA

Sobotni poranek. Goście "za pasem", więc sprzątam. A tu plum i plum z laptopa...
Zerkam, czytam: Jakiś artysta, "prozaik, poeta, pisarz", wszystko przez duże "P". Do tego "P"oszukiwacz. Muzy mu trzeba. Więc pisze. A ja myślę: Dobrze trafiłeś chłopaku, "muza" u mnie grzmi na pół pionu, bo jak sprzątam to grać musi, pisz! :D
On tam gadu gadu z pół godzinki, ja uprzejmie półsłówkami rzucam (cholera Cif się wylał!), a ten jak mi tu nagle z kopyta nie ruszy! I poszło literalnie tak:

wtorek, 12 grudnia 2017

SANATORIUM

Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc...
I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym "brakuje języka w gębie", bywało że nie wiedziałam co powiedzieć...

Przykładowo:
1. Miły pan przy stoliku: Tak patrzę na panią... i patrzę... i zastanawiam się: Jak pani to robi...? (Tu zakładam, że klasycznie, coś w stylu: "Jak pani to robi, że tak pięknie dziś wygląda?" ect.) Ja: Ale co robię proszę pana? Pan: Jak pani z tymi paznokciami ziemniaki obiera? (Konsternacja. Pojęcia nie miałam, pazur świeżo przed wyjazdem zrobiony, kartofelka nie widział :D)
2. Pan. Jeszcze milszy niż poprzedni. Pochyla się w moją stronę i szeptem scenicznym pyta: Przepraszam... Czy pani tego.... Czy pani codziennie myje głowę? (Znów konsternacja. Bo co tu odrzec? Jeśli powiem, że nie to mnie za brudasa jeszcze weźmie... A jeśli powiem, że tak, to mi zaraz coś o marnowaniu wody powie... :/ )
3. Pan na ławeczce, po lewej. Wyraźnie mnie obwąchuje. Mamrocze coś o "cudnym zapachu". Przechylam się na prawo. Pan z prawej szeptem: Pani się nie boi. On już taki kochliwy. A najbardziej to baby ze wsi lubi, pachnące mlekiem i rąbanką. To mu się pani spodobała... (Słowo daję, że ani razu tam w mięsnym nie byłam!)

Jak widać męska adoracja bywa trudna. Wniosek końcowy: Jestem niedomyta. Lub niegospodarna. Albo mało obyta w konwersacjach :(
Ale nic to. Pojadę znów! Ale tym razem będę lepiej przygotowana. Merytorycznie! ;)

Ps. A potem człowiek leży i zasnąć nie może wspomnieniami oczarowany.... ;)


poniedziałek, 11 grudnia 2017

POWITANIE

Dobry wieczór :)

Nie planowałam tego bloga. Powstaje on przypadkiem, jako alternatywa moich wpisów na facebooku, którymi być może zamęczałam ludzi ;)
Ok. Jakaś ich część prosi bym pisała. To miłe, dziękuję.

A żeby nie zarzucać moimi opowieściami tablicy na fb - pojawia się ten blog.
Mam nadzieję, że stanie się on naszym wspólnym miejscem relaksu. Moim - bo będę miała gdzie przelać swoje przemyślenia, dziwne życiowe zdarzenia i inne moje twórcze twory. I dla Was - bo będziecie mogli się tu bawić, śmiać, odpoczywać, może czasem nad czymś zadumać...

Życzmy więc sobie wzajemnie dobrej zabawy i... Zaczynamy! :)

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...