Prawie zostałam dziś matką...
Wolny dzień, to załatwień moc. Między innymi wpadam do X (nazwy sklepu nie podam, bo nie w nazwie rzecz), bo dziecko mi wspomniało, że się słuchawki do grania popsuły (nie oszukujmy się, kot-bestia nieupilnowany kabel przegryzł!) i w starych grać musi.
To ja, mamusia dobra, z myślą o synku w potrzebie, do sklepu wpadam.
A wyglądam niewąsko: kozak z brokatowym szlaczkiem (bo rozchodzić szybko przed "występem" trzeba), kiecka krótka aż do bólu (do krawcowej wpadłam, żeby mi coś doradziła co tu doszyć, bo w praniu skoczyło), na to rozpięty płaszczyk (bo gorąco kurde), na głowie za to gruba czapa (bo miałam rano fryzjera zaliczyć, włos koszmarny, ale nie ma chwili czasu by się przed zakładem w końcu zatrzymać, a zdjąć ją cholera strach...), w rąsi kawa z Maca (coś ciśnienie dziś niskie), na nosie okular (bo słońce w aucie strasznie razi).
Wchodzę.
Obsługa sklepu dziwnie się chyba patrzy. Nie zrażam się bo raz, że taki charakter, że mnie spojrzenia raczej kręcą niż przerażają, a dwa że i tak w ciemnych okularach guzik widzę czy patrzą dobrze czy źle ;)
Dziarsko zmierzam w stronę półki ze słuchawkami (na tyle dziarsko, na ile mi 10cm obcasa pozwala).
Jeszcze nie dotarłam, jak już pan sprzedawca rączy niczym jeleń na miejscu był i uprzejmie zapytał "co podać?" (A słowo daję - trzy dni temu byłam, słuchawki sobie do biegania kupić, w dżinsach i trampkach, i żaden tak szybko do stoiska ze słuchawkami nie zmierzał! Co te kozaki z ludźmi robią...).
To ja na to, że dziecko gra, grać musi, a ja wobec powyższego słuchawki kupić muszę. I dialog (jak ja kocham dialogi!) następującej treści wypełnił sklep:
Pan: No tak, synek pani dużo gra?
Ja: Na okrągło proszę pana
Pan: Na okrągło? I nic poza tym nie robi?
Ja: Nie, no robi. Je.
Pan: Aaaa.... a ja gram i nie jem
Ja: To widać (chłopak jak wiórek kokosowy). Które mi pan poleci?
Pan: A ile pani chce wydać?
Ja: Wydać to ja nie chcę nic. A tak realnie...150? (już mi włos dęba staje, ale spod czapki nie widać)
Pan: Pani dołoży drugie tyle i będzie super sprzęt. Ja taki mam i powiem pani że nic mnie tak nie jara jak granie w nich. A synek to ile ma? 7? 10 lat?
No, to w takich do pełnoletności dogra, hoho!
I tu mi wyciąga, pokazuje, zakłada sobie, zakłada mi. Zajefajnie, że zakłada i peroruje nad jakością dźwięku skoro są niepodłączone do niczego :D Ale od czegóż wyobraźnia? ;)
Akcja trwa, obok staje dwóch chłopaków, tak 15-16 lat. Przyglądają się. Bardziej nam niż sprzętowi. Bo ja odziana jak choinka, a sprzedawca jakby na haju.
Pan (w końcu!): To co, pokazać tańsze?
Ja: Nie. Biorę.
Pan: Yyyy... te?
Ja: No te. Przekonał mnie pan (kurcze, skoro już lans idzie, że sobie kawy w domu nie mogę zrobić tylko szastam kasą w Macu, to trzeba fason trzymać - brać, nie gadać! :p )
Pan: Ale cena... Ja mówiłem, że nie tanio!
Ja: Ja słyszałam. Dawaj pan. Na dziecku przecież oszczędzać nie będę!
Tu słyszę lekki pomruk zza placów. To tych dwóch nastoletnich wydało jęk, jakby pełen uznania. Robię zwrot do kasy, na co jeden z nich do mnie: Nie chciała by pani może... Nie chciałaby pani adoptować dziecka??? (Fajne dziecko, zarost chyba codziennie goli :D)
Tak więc prawie zostałam dziś ponownie matką. Widać mam wrodzoną skłonność ku synom ;)
ps. W domu dziecko me z błyskiem w oku rozpakowało słuchawki. Podłącza, sprawdza, instaluje. Że markowe widzi, że się dźwięk "rozlewa i nie jest statyczny" obwieszcza. Docenia! Koniec końców staje w drzwiach i mówi: "Ale fajne te słuchawki. Dzięki, że mi je kupiłaś. Nie będę Cię w nich wreszcie zupełnie słyszał. Ani jedno słowo nie dotrze!". Kochany mój :D
I dodaje: "A! No tanie nie były, to wiesz co.... Nie oddawaj mi już za te 6 butelek mineralnej z Biedry, ok?" (I taki hojny!:D)
Dziecko moje dobre, kochane, jedyne... Tak mnie los obdarował...mój Boże... (A może jednak wrócić do sklepu i adoptować...? Rozważam ;) )
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
wtorek, 19 grudnia 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz