Zapytałam kiedyś babcię: Jak to z tą miłością jest? Skąd wiedziała, że dziadek to "ten", czy miłość przychodzi nagle czy to może kwestia pracy, czasu i przyzwyczajenia?
Odpowiedziała mi w zaskakujący sposób: " Nigdy o tym nie myślałam. To był mój mąż, o niego dbałam. Nie miałam głowy do rozmyślania, czy to miłość czy nie. Po prostu byliśmy."
Wiem, że go kochała. Do swojej śmierci (a przeżyła go o prawie 30 lat!), mówiła o nim z wielkim szacunkiem i czułością. Nie istniał na świecie mężczyzna, który w jej mniemaniu mógłby go zastąpić.
Mój dziadek kochał babcię. Pamiętam jakiś obiad, miałam wtedy z 11 lat. Siedzieliśmy przy stole, babcia wstała - może po kompot, może po ogórki. Dziadek szybciutko przełożył ze swojego talerza na babci talerz kilka ładnych kawałków mięsa (sos był na obiad), bo lepsze, bo dla niej. Puścił do mnie oko.
Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że miłość to troska i umiejętność wyrzekania się siebie.
Pamiętam, że babcia wyrzucała sobie po śmierci dziadka, że nie dość mu tę miłość okazywała. Mówiła: "Wiesz Aniu... Dziadek tak się starał, zdobył wtedy tego Fiata 126P i taki był dumny,tak się chciał pochwalić, tak mi sprawić przyjemność. Zabrał mnie na przejażdżkę, woził po Chełmie i na wieś pojechaliśmy. I on pytał: No jak Ci się jedzie Lodziu? Jak Ci się podoba? A ja ani nie pochwaliłam, ani nie powiedziałam nic miłego. Tylko mu: No jak? Normalnie się jedzie - powiedziałam. Tak mu przykro wtedy było.... A mogłam powiedzieć cokolwiek, że wygodnie, że dobrze..."
Takie rzeczy się widocznie pamięta, gdy zabraknie już bliskiej osoby i nie ma żadnej możliwości, by cofnąć czas. Stracone szanse na ciepło, czułość, gest, dobre słowo...
Pamiętam, że dziadek przyśnił mi się zaraz po swojej śmierci. Piękne miasto, piękna słoneczna pogoda, ulica pełna barw i ludzi. Każdy uśmiechnięty, szczęśliwy. Widzę na tej ulicy dziadka, biegnę do niego (miałam wtedy 12 lat) i krzyczę: Dziadziu, dziadziu! Ty tu sobie spacerujesz a babcia tam tak płacze?!? Wracaj do domu!!!
A dziadek przykucnął, przytulił mnie mocno i powiedział: Idź i powiedz babci, że jest mi tutaj bardzo dobrze.
Do dziś pamiętam każdy detal tego snu. Czułam, ze mówił prawdę. Opowiadałam go babci setki, setki razy...
Babcia wielokrotnie wspominała, że dziadek (po śmierci) przychodzi do niej w nocy. Kiedy tak bardzo bolały ją stawy, żaden lek nie pomagał. Dziadek siadał na skraju łóżka i masował jej obolałe kolana tak długo aż zasnęła...
Na kilka miesięcy przed śmiercią babcia twierdziła, że budzi ją wołanie dziadka, że staje się bardzo namacalny, że go wyczuwa w pobliżu. Może już wiedziała, że wkrótce się spotkają? On tam przecież na nią zawsze czekał...
Mój dziadek kochał mnie bezgranicznie. Mogłam skakać po tapczanie i śpiewać piosenki do północy, choć o 4 wstawał do pracy. Zawsze mówił do babci: "No pozwól jej Lodziu, niech jeszcze zaśpiewa". Był oazą spokoju i dobra. Każdego spotkanego w życiu mężczyznę porównuję do mojego dziadka. Trudno ten test zdać... :)
Babcia też kochała mnie ponad normę. Wybaczała wszystko. Była dla mnie kwintesencją czułości i życiowej mądrości. Była mi mamą, babcią, przyjaciółką.
To od nich uczyłam się czym jest miłość.
Ostatnie słowa, które wypowiedziała zanim straciła przytomność (której do momentu śmierci już nie odzyskała) skierowane były do mnie. Jak zawsze chcąc sprawdzić czy babcia rozumie, czy jest świadoma, zapytałam:
- Kim jestem?
Ona: Aniołem....
Ja: Nie. Powiedz kim jestem?
Ona: Białym aniołem...
Ja: No dobrze.... A jak ten anioł ma na imię?
Ona: Ania....
"Ania" - ostatnie słowo, które wypowiedziała...
Myślę jednak, że przez całe życie (a i po nim, z Góry), to dziadek był jej dobrym aniołem. Patrzył z chmur i czekał. Musiał czekać, by miłość znów spotkała się razem, pełna, nierozdzielona, prawdziwa...
Żyjemy w czasach łatwych i płytkich uczuć. Wszystko jest dostępne, pod ręką, o nic nie trzeba walczyć, dbać, naprawiać. Z łatwością rezygnujemy, łatwo wybaczamy sobie zaniedbania i usprawiedliwiamy lenistwo. Wygodniej. Tylko czy lepiej?
Siadając do niedzielnego obiadu popatrzcie na twarze Waszych bliskich, kochanych. Powiedzcie im coś miłego, dotknijcie dłoni, może przytulcie. Kto wie, czy ten dzień nie jest ostatnim dniem Wam danym? Bądźcie z nimi i dla nich. Dajcie z siebie, co najlepsze. Bo tak naprawdę na tym i na tamtym świecie tylko miłość się liczy...
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
środa, 7 lutego 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz