Nie ma to jak z podatkami po ludziach pochodzić... Bloki to mały pikuś. Domki - to jest wyzwanie!
Psy. Wszędzie psy. Uraz mam, gdyż w zeszłym roku podczas rowerowej wyprawy wilczury luzem po polach biegające zanurzyły we mnie swoje kły. Mało przyjemne przeżycie. Jednak nie poddaję się lękom. Dziarsko domy z psami odwiedzam. Bo kto jak nie ja? ;)
Psy moim zdaniem dzielą się na kilka kategorii:
1. Pies sekrecik (tabliczki nie ma, psa nie widać, głosu nie wydaje, ale jest... i czyha!)
2. Pies przyjaciel (merda ogonkiem, łapami obejmuje, kocha każdego za wszystko, możesz z nim zamieszkać)
3. Pies morderca (wejdź jeśli chcesz, ale już stąd nie wyjdziesz)
4. Pies psychopata (drze mordę z kilometra, a jeśli już jesteś w zasięgu wzroku to gotów jest rozszarpać siatkę, przeskoczyć płot i zeżreć cię w całości, tylko dlatego że istniejesz)
5. Pies półgłówek (najpierw kiedy sięgasz do dzwonka chce ci uwalić rękę przy samym korpusie, po czym radośnie merda ogonkiem i zachęca do pogłaskania)
6. Dupa nie pies (leży gdy wchodzisz przez grodzenie, ziewa gdy wynosisz oknem telewizor jego pana - żarcik! :D)
7. Żaden pies (tabliczka wisi, sąsiad ostrzega, a tam psa już od 3 lat nie ma, bo zdechł, ech...)
Psów i domków masa, wrażeń moc.
Opiszę tylko 2 dzisiejsze miłe zdarzenia:
1. Nijaka bramka, wkoło cisza. Śladów psa na śniegu nie widzę, dzwonka brak. Telepię klamką - nic. Wchodzę. Docieram do drzwi, dzwonek raz, drugi....zgrzyta klucz. Otwiera mi drzwi mężczyzna z szeroko otwartymi oczyma i pyta szeptem zaskoczony:
- Jak pani tu weszła???
- No...jak jak? Bramką.
- Tą bramką? Tędy?
- No tędy...
- A nie widziała pani tabliczki na bramce? I amstaffa?!?
Mózg mi się z nadmiaru tlenu ostatnio lasuje i wolniej składam całość.... Jaka tabliczka? I jaka amstafa?
- No amstaff, taki pies! Że też on pani nie rozszarpał... dziwne...
Matko moja jedyna! Teraz łapię w czym rzecz. Do człowieka lgnę, bliskości nagle łaknąc, nie zamierzam ani na krok mieszkania opuścić i obwieszczam, że zostaję tu na wieki wieków amen!
Po dłuższej i pełnej kręcenia głową konwersacji pan wypuszcza mnie z terenu zagrożenia, wciąż nie wierząc w moje szczęście. Sama nie wierzę, bo właśnie uświadamiam sobie, że rok temu tarabaniłam tą samą furtką i wyszła z garażu kobieta. Była w szoku, że pies nie przeskoczył jeszcze przez niskie ogrodzenie "jak to ma w zwyczaju czynić", ani że nawet nie szczekał. Sądziła, że to ktoś z rodziny się szturmuje...
Jest takie stwierdzenie: "Jeśli coś zdarzyło się raz, może stać się i drugi. Jeśli coś zdarzyło się dwa razy na pewno zdarzy się trzeci." Obstawiam, że za rok znów jak gdyby nigdy nic wparaduję beztrosko na teren amstaffa.... ech :/
Wniosek nr 1: Amstaffy są ślepe, nie widzą mnie. Ja też jestem ślepa, nie widzę amstaffów. Bilans z amstaffami wychodzi na zero.
2. Analogiczna sytuacja: Bramka, tabliczka jest, dzwonek jest, psa nie widać. Dzwonię - nic. Powtarzam kilka razy - zero reakcji, choć widzę światło, ludzi przy stole przy oknie. Więc dzwonek nie działa... Telepię bramką - nic, cisza. Żadnego szczekania. Walę namiętnie klapą od skrzynki na listy - nic, cichuteńko.
Ok. Odważam się, wchodzę. Bramki za plecami nie zamykam...
Po mniej więcej 8 metrach (w połowie drogi do domku) zza winkla wyłania się pies. Bokser. Stoi i patrzy. W tym samym momencie zza siatki słyszę donośne: "Pani stamtąd pier...laaaaaa!!!" Nie myśląc wiele robię w tył zwrot i spier...am do bramki. Bokser za mną. Ledwo zdążyłam zatrzasnąć mu ją przed nosem. Na szczęście miał tyle taktu, by nie przeskakiwać ogrodzenia i nie kontynuować naszej niespodziewanej znajomości. Uff...
Jutro też tam idę. Może nie będzie już tak dramatycznie? Wszak od dziś się znamy z panem bokserem. Może tylko z widzenia, ale jednak ;)
Wniosek nr 2: Boksery są miłe. Sąsiedzi bokserów są mili. Jedni i drudzy taktowni.
Wniosek dnia: Koniec z pisaniem, szkoda czasu! Mam wrodzony talent lekkoatletyczny, który należy natychmiast oszlifować! Wszak biegam szybciej od boksera ;)
Na dziś mi wystarczy. Wtulam się w miękkie lisie futro, które ani nie pogoni, ani nie ugryzie. Przetrwałam. A jutro znów: domek, bramka, pies, domek, bramka, pies...
Miłego weekendu. Uściśnijcie ode mnie Wasze psy, jeśli je macie. Niezależnie od psiej kategorii ;)
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz