Bo najważniejsze, "aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa" (czyli stomatologii ciąg dalszy ;) )
Wyszłam z przychodni stomatologicznej. Dobrze jest, z głowy.
Wtem telefon. Ech, ciemno, zimno, nie lubię. Ale odbieram (numer nieznany). Kobieta. Coś tam chce zaproponować. O nie! Nie chcę, nie kupię, mam, nie potrzebuję!
Ale o dziwo mówi coś o darmowych zabiegach, rehabilitacji itd. No dobrze. To słucham. Nawet niegłupio zabrzmiało. Znaczy mogę chcieć przyjść. I akurat (prawie cud) wolny termin mam. Idzie doskonale, aż do momentu w którym kobieta chce bym podała imię i nazwisko w celu zapisania mnie na listę. Do tej pory mówiła ona, ja tylko "aha aha". Teraz moja kolej. A tu pół szczęki znieczulone i język drętwy. I idzie jak po grudzie...
Ona: Proszę podać imię
Ja: Anna
Ona: Nazwisko?
Ja: Masulkewic
Ona: Jak?
Ja: (Bosz...skupiam się...) Masulkewic
Ona: Masulkewic?
Ja: Nie!!! M A S U L K E W I C! (o zgrozo....)
Ona: No tak...
Matko jedyna...Kobieta myśli, że się nawaliłam i nawet nazwiska nie sklecę... Natychmiast muszę jej to wyjaśnić!
Ja: Pszeplaszam, ale ja od dentysty i szczeka sztywna, ciesko mówic...
Ona: Aaaaa... taaak....(nie wiem czy uwierzyła). Wie pani, to ja jeszcze podam kod do rejestracji. Proszę zapisać: I tu podaje literki i cyferki. Na koniec prosi: Może je Pani teraz powtórzyć?
Ja: Nawet nie bede plóbowac :D
Babka się pożegnała zaznaczając, że zadzwoni do mnie w dniu tych zabiegów upewnić się, czy będę. No nie dziwię się. Wiarygodna nie byłam :D
Wracam do domu. Głodna jak pies, ale czekać trzeba, aż znieczulenie puści. Syn patrzy jak obracam językiem w ustach celem rozmasowania policzka i tęsknym wzrokiem spoglądam na kawał smażonej karkówki w lodówce. Patrzy i patrzy, więc mówię: Synuś, możesz mnie teraz strzelić w twarz, a i tak nie poczuję! ^^
Syn przygląda mi się z niemałym zainteresowaniem. Po chwili stwierdza: ...Jakbyś mi oddała to też bym nie poczuł... (Fakt, bo jak się mam ja do faceta 1,9m i ponad 100kg wagi ;)).
Dobre dziecko, kochane, myślące(!). I jakie wyrozumiałe! Jak to ostatnio ujął: "Ciesz się, że Ci nie komentuję na fb, kiedy mnie oczerniasz..."
(I już mnie nie zaskakuje ten dziwny wzrok, kiedy stwierdziłam, że może mi śmiało przyłożyć... :D )
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
piątek, 5 stycznia 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz