Zastanawialiście się kiedyś kim jest prawdziwy przyjaciel? Ja nie. Ja to wiem, bo miałam i nieprawdziwych. A jak ich odróżnić? Czas sam ich przesiewa przez swoje sito.
Miałam "przyjaciół" którzy znikali, kiedy podejmowałam decyzje niezgodnie z ich oczekiwaniami. Takich, których bolały moje sukcesy i takich którzy trwali przy mnie wyłącznie dla korzyści. Odeszli. Podobno człowiek może nam sprawić przyjemność na dwa sposoby: Swoim przyjściem lub swoim wyjściem. Dziękuję tym, którzy wyszli ;)
Świadomość tego, że mam w telefonie kilka numerów, pod które mogę zadzwonić o każdej porze dnia i nocy i wiem, że zostanę wysłuchana, napawa otuchą i dodaje sił. Znam adresy, pod którymi zawsze czeka na mnie kubek gorącej herbaty i pełne troski: "Co się stało?" Znam pogodne brzmienie głosu który na moje: "Zabiję go.... jak słowo daję!" bez wątpienia znów odpowie: "Ok... to gdzie i o której mam być z łopatą? ^^". Cenne. Naprawdę :)
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
wtorek, 30 stycznia 2018
poniedziałek, 29 stycznia 2018
AUTA
Kocham autka. I one mnie. Z wzajemnością.
Pamiętam swojego Fiacka 126P. Dożył swoich lat i bałam się, że jak mu jeszcze raz dobrze po hamulcu dam to mi noga z pedałem na jezdnię wypadnie :D Tak go zeżarł ząb czasu ;) Dlatego dałam ogłoszenie, że sprzedam.
Odzew był szybki, umówiłam się po pracy. Podjeżdżam pod blok, dwóch panów czeka. Ja do nich: Panowie, wybaczcie, muszę syna z zajęć odebrać, za 10 minut jestem! Odpalam, odjeżdżam. Syna zabieram, wracam. Panowie wciąż są. Oglądają, odpalam, gaszę. Patrzą. Biorą.
Idziemy do mnie na górę, podpisujemy umowę, pieniążki wzięte, kluczyki i dokumenty oddane, rąsia-rąsia i pa, zamykam drzwi.
Pamiętam swojego Fiacka 126P. Dożył swoich lat i bałam się, że jak mu jeszcze raz dobrze po hamulcu dam to mi noga z pedałem na jezdnię wypadnie :D Tak go zeżarł ząb czasu ;) Dlatego dałam ogłoszenie, że sprzedam.
Odzew był szybki, umówiłam się po pracy. Podjeżdżam pod blok, dwóch panów czeka. Ja do nich: Panowie, wybaczcie, muszę syna z zajęć odebrać, za 10 minut jestem! Odpalam, odjeżdżam. Syna zabieram, wracam. Panowie wciąż są. Oglądają, odpalam, gaszę. Patrzą. Biorą.
Idziemy do mnie na górę, podpisujemy umowę, pieniążki wzięte, kluczyki i dokumenty oddane, rąsia-rąsia i pa, zamykam drzwi.
niedziela, 28 stycznia 2018
TELEFON
Sprawę miałam. Trudną, nie cierpiącą zwłoki, nie do załatwienia. Załamka. Aż tu spotykam koleżankę, która zna, wie, wskaże człowieka, który może mi w tym pomóc! Co za zrządzenie losu!
Stoimy na ulicy, pada deszcz, nijak cokolwiek zanotować, ale co tam, zapamiętam. Wbijam na blaszkę numer telefonu (księgowe tak mają, że cyfry pamiętają) i już planuję co i jak wyłożę. Koleżanka wsiada do autobusu, macham, odjeżdża. Ja w autko i do domu.
Wieczorem zbieram się na odwagę, bo sprawa ważna, ale człowiek obcy więc trudno przewidzieć jak mi pójdzie. Telefon ma stacjonarny, co dziś już dość rzadko się zdarza. Więc zapewne wiekowy. Albo z rodzicami mieszka starszej daty. Albo... Nie wiem. Mniejsza z tym. Dzwonię.
Stoimy na ulicy, pada deszcz, nijak cokolwiek zanotować, ale co tam, zapamiętam. Wbijam na blaszkę numer telefonu (księgowe tak mają, że cyfry pamiętają) i już planuję co i jak wyłożę. Koleżanka wsiada do autobusu, macham, odjeżdża. Ja w autko i do domu.
Wieczorem zbieram się na odwagę, bo sprawa ważna, ale człowiek obcy więc trudno przewidzieć jak mi pójdzie. Telefon ma stacjonarny, co dziś już dość rzadko się zdarza. Więc zapewne wiekowy. Albo z rodzicami mieszka starszej daty. Albo... Nie wiem. Mniejsza z tym. Dzwonię.
piątek, 26 stycznia 2018
DYREKTOR
Uwaga: Post NIE JEST dla osób estetycznie wrażliwych. Ostrzegam nim przeczytają!
Nie wiem. Doprawdy nie wiem gdzie leży granica pomiędzy dobrym wychowaniem a brakiem kultury...
Sytuacja z życia wzięta: pogrzeb ("z życia wzięta" – zgrzytnęło, prawda?). Chłodno jest, wszak zima. Stoimy już nad miejscem pochówku lekko przestępując z nogi na nogę, zacierając ukradkiem ręce. Większość jest tu z obowiązku, bo to znajoma z pracy, wypadało być, ale rozpaczy nie ma. W rozpaczy jest i jeszcze długo będzie rodzina zmarłej. My chcemy dopełnić obowiązku i po wszystkim wyjść. Takie życie.
Kurcze jak wieje... Ziąb. Nie przyjechałam wtedy autkiem, bo takowego nie miałam. Miałam już w myślach półgodzinny marsz w chłodzie do domu. A tu taki traf – sam pan dyrektor zagaja, że "może kogoś podwieźć?". Pytam czy w stronę Dyrekcji (nazwa mojego osiedla) nie jedzie? A jedzie, jedzie. Zabieramy się więc z nim – ja i moja koleżanka Małgośka.
Z przyjemnością rozsiadam się w wygodnym przednim fotelu. Zaraz zacznie grzać, zaraz będzie cieplutko. Zmarzliśmy. Najpierw odwieziemy Małgosię, a potem mnie. Niby z pogrzebu wracamy, ale tematu już luźne, wesoło nam powiedziałabym. Człowiek jednak trzyma się mocno życia i nie lubi trwać w przygnębieniu...
Nie wiem. Doprawdy nie wiem gdzie leży granica pomiędzy dobrym wychowaniem a brakiem kultury...
Sytuacja z życia wzięta: pogrzeb ("z życia wzięta" – zgrzytnęło, prawda?). Chłodno jest, wszak zima. Stoimy już nad miejscem pochówku lekko przestępując z nogi na nogę, zacierając ukradkiem ręce. Większość jest tu z obowiązku, bo to znajoma z pracy, wypadało być, ale rozpaczy nie ma. W rozpaczy jest i jeszcze długo będzie rodzina zmarłej. My chcemy dopełnić obowiązku i po wszystkim wyjść. Takie życie.
Kurcze jak wieje... Ziąb. Nie przyjechałam wtedy autkiem, bo takowego nie miałam. Miałam już w myślach półgodzinny marsz w chłodzie do domu. A tu taki traf – sam pan dyrektor zagaja, że "może kogoś podwieźć?". Pytam czy w stronę Dyrekcji (nazwa mojego osiedla) nie jedzie? A jedzie, jedzie. Zabieramy się więc z nim – ja i moja koleżanka Małgośka.
Z przyjemnością rozsiadam się w wygodnym przednim fotelu. Zaraz zacznie grzać, zaraz będzie cieplutko. Zmarzliśmy. Najpierw odwieziemy Małgosię, a potem mnie. Niby z pogrzebu wracamy, ale tematu już luźne, wesoło nam powiedziałabym. Człowiek jednak trzyma się mocno życia i nie lubi trwać w przygnębieniu...
środa, 24 stycznia 2018
PODRÓŻE KSZTAŁCĄ
Studiowałam swego czasu w Krakowie. Podróże koleją na trasie Lublin – Kraków to skarbnica wszelakiej maści przygód, zdarzeń, znajomości. Długo by opowiadać. Wrzucę tylko kilka wątków. Takich, które uważam za najbardziej godne upamiętnienia...
Pamiętam krzewiciela zdrowego żywienia. Pan przed pierwsze 2 godziny perorował na temat wartości odżywczych rodzimych warzyw. Półuchem go słuchałam, ale reszta pasażerów dość ochoczo w konwersacji uczestniczyła. Do czasu aż... mężczyzna wyjął kanapkę i 2 obrane cebule, które jadł niczym jabłka. Patrzeć było trudno, ale wąchać... A to zima była, komplet ośmioosobowy w przedziale, grzali niczym w saunie, a okna zabite na amen.
Do dziś cebuli nie ruszę. Uraz mam na wieki wieków. Amen.
Pamiętam jak gdzieś jeszcze przed Lublinem starsza pani zapytała mnie cichutko: Przepraszam czy w Chełmie jest bieżąca woda? Bo ja mam trochę w butelce, ale bym w pociągu jeszcze nabrała... Pytanie co najmniej dziwne. Oczywiście, że jest. A czy żołnierze na dworcu są? Oczywiście, że nie ma. Uznałam, że to wariatka jakaś albo staruszce się od seriali w głowie pomieszało. A jednak nie do końca...
Pamiętam krzewiciela zdrowego żywienia. Pan przed pierwsze 2 godziny perorował na temat wartości odżywczych rodzimych warzyw. Półuchem go słuchałam, ale reszta pasażerów dość ochoczo w konwersacji uczestniczyła. Do czasu aż... mężczyzna wyjął kanapkę i 2 obrane cebule, które jadł niczym jabłka. Patrzeć było trudno, ale wąchać... A to zima była, komplet ośmioosobowy w przedziale, grzali niczym w saunie, a okna zabite na amen.
Do dziś cebuli nie ruszę. Uraz mam na wieki wieków. Amen.
Pamiętam jak gdzieś jeszcze przed Lublinem starsza pani zapytała mnie cichutko: Przepraszam czy w Chełmie jest bieżąca woda? Bo ja mam trochę w butelce, ale bym w pociągu jeszcze nabrała... Pytanie co najmniej dziwne. Oczywiście, że jest. A czy żołnierze na dworcu są? Oczywiście, że nie ma. Uznałam, że to wariatka jakaś albo staruszce się od seriali w głowie pomieszało. A jednak nie do końca...
piątek, 19 stycznia 2018
STÓWKA
Dzwoni moja najemczyni (mieszkanko po babci). I zaczyna:
Ona: Pani chora Pani Aniu?
Ja: Tak, na zwolnieniu...
Ona: Bo wie Pani... Ja Pani nie zapłaciłam tego 10-go 100zł. bośmy nie mieli, ale dopłacić jak najszybciej wiemy że trzeba... I....
Ja: I...?
Ona: I Pani Aniu takie szczęście! Szafę Pani babci - co to ją Pani dziadek robił i nieruszana stoi ze 40 lat - odsunęłam z mamą, żeby zza niej kurz odkurzyć i Pani wierzy? - 100zł. pod nią było!!! 100zł.! Mam już jak Pani dopłacić! Cieszy się Pani?
No jak cholera się cieszę.... :D
(Szczerość w sumie fajna rzecz... Leżę i nie wierzę... ;))
Ona: Pani chora Pani Aniu?
Ja: Tak, na zwolnieniu...
Ona: Bo wie Pani... Ja Pani nie zapłaciłam tego 10-go 100zł. bośmy nie mieli, ale dopłacić jak najszybciej wiemy że trzeba... I....
Ja: I...?
Ona: I Pani Aniu takie szczęście! Szafę Pani babci - co to ją Pani dziadek robił i nieruszana stoi ze 40 lat - odsunęłam z mamą, żeby zza niej kurz odkurzyć i Pani wierzy? - 100zł. pod nią było!!! 100zł.! Mam już jak Pani dopłacić! Cieszy się Pani?
No jak cholera się cieszę.... :D
(Szczerość w sumie fajna rzecz... Leżę i nie wierzę... ;))
środa, 10 stycznia 2018
A JA WOLĘ MOJĄ MAMĘ...
Z mamą jadę. Autkiem.
Mamusia moja niezmotoryzowana jest, na przepisach się nieznająca, ale za to chętnie komentuje poczynania kierowców. Sama prawka nie ma. Ale po co prawko osobie tak wszechstronnie obeznanej? ;)
Jedziemy. Spokojna jestem, nie dam się. Mamusia co raz: "Wolniej jedź, bo nas zabijesz!", "Szybciej jedź, co się tak wleczesz?", "Skręcaj!", "Po co ty tu skręcasz?" - rzuca. Nie reaguję, jadę, nie słucham. Szacunek do starszych mi wpojono, synowi sama wpajam, więc nie rzucam mięsem, nie zgrzytam zębami, znoszę. Chełm jest mały, przetrwam, zaraz dotrzemy.
Mamusia moja niezmotoryzowana jest, na przepisach się nieznająca, ale za to chętnie komentuje poczynania kierowców. Sama prawka nie ma. Ale po co prawko osobie tak wszechstronnie obeznanej? ;)
Jedziemy. Spokojna jestem, nie dam się. Mamusia co raz: "Wolniej jedź, bo nas zabijesz!", "Szybciej jedź, co się tak wleczesz?", "Skręcaj!", "Po co ty tu skręcasz?" - rzuca. Nie reaguję, jadę, nie słucham. Szacunek do starszych mi wpojono, synowi sama wpajam, więc nie rzucam mięsem, nie zgrzytam zębami, znoszę. Chełm jest mały, przetrwam, zaraz dotrzemy.
piątek, 5 stycznia 2018
STOMATOLOG 2
Bo najważniejsze, "aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa" (czyli stomatologii ciąg dalszy ;) )
Wyszłam z przychodni stomatologicznej. Dobrze jest, z głowy. Wtem telefon. Ech, ciemno, zimno, nie lubię. Ale odbieram (numer nieznany). Kobieta. Coś tam chce zaproponować. O nie! Nie chcę, nie kupię, mam, nie potrzebuję! Ale o dziwo mówi coś o darmowych zabiegach, rehabilitacji itd. No dobrze. To słucham. Nawet niegłupio zabrzmiało. Znaczy mogę chcieć przyjść. I akurat (prawie cud) wolny termin mam. Idzie doskonale, aż do momentu w którym kobieta chce bym podała imię i nazwisko w celu zapisania mnie na listę. Do tej pory mówiła ona, ja tylko "aha aha". Teraz moja kolej. A tu pół szczęki znieczulone i język drętwy. I idzie jak po grudzie...
Wyszłam z przychodni stomatologicznej. Dobrze jest, z głowy. Wtem telefon. Ech, ciemno, zimno, nie lubię. Ale odbieram (numer nieznany). Kobieta. Coś tam chce zaproponować. O nie! Nie chcę, nie kupię, mam, nie potrzebuję! Ale o dziwo mówi coś o darmowych zabiegach, rehabilitacji itd. No dobrze. To słucham. Nawet niegłupio zabrzmiało. Znaczy mogę chcieć przyjść. I akurat (prawie cud) wolny termin mam. Idzie doskonale, aż do momentu w którym kobieta chce bym podała imię i nazwisko w celu zapisania mnie na listę. Do tej pory mówiła ona, ja tylko "aha aha". Teraz moja kolej. A tu pół szczęki znieczulone i język drętwy. I idzie jak po grudzie...
wtorek, 2 stycznia 2018
STOMATOLOG
Stomatolog... czyli o tym jak i kiedy rozmawiać ;)
Przyjeżdżam na czas. I już od progu wiadomo, że jest opóźnienie. Duuuże.
Nic to. Staję w poczekalni, bo miejsc siedzących brak. Nie szkodzi. Cały dzień w pracy siedziałam. Obserwuję. A jest kogo. Dzieci: te nieświadome bawią się zabawkami z kosza w kąciku, te świadome już wycierają zasmarkane nosy w rękawy. Wiedzą co je czeka. Młodzież blada (zwłaszcza płeć męska), wzrok skupia na ekranie telefonu. Jednak uszy z czułością radaru rejestrują każdy dźwięk dochodzący zza drzwi gabinetu. A dźwięk jest piękny: świdrujący, czysty, przenikający jestestwo. Raz zaznasz, a z niczym nie pomylisz ;) Starszych jak na lekarstwo. Możliwe, że wyrwali już wszystko co wyrwać można było, to po co tu tkwić? A wszyscy jakby bliżej siebie, jakby jeden przy drugim, jakby się chcieli skryć...
Pytam uprzejmie "pomoc stomatologiczną" jak daleko w tej kolejce jestem. Pani na to, że w teorii trzecia, w praktyce nie wiadomo, bo tu każdy "z czymś" jest. Kobieta znika w gabinecie zostawiając mnie z myślą z "czym" być tu powinnam. Z załącznikiem?
Przyjeżdżam na czas. I już od progu wiadomo, że jest opóźnienie. Duuuże.
Nic to. Staję w poczekalni, bo miejsc siedzących brak. Nie szkodzi. Cały dzień w pracy siedziałam. Obserwuję. A jest kogo. Dzieci: te nieświadome bawią się zabawkami z kosza w kąciku, te świadome już wycierają zasmarkane nosy w rękawy. Wiedzą co je czeka. Młodzież blada (zwłaszcza płeć męska), wzrok skupia na ekranie telefonu. Jednak uszy z czułością radaru rejestrują każdy dźwięk dochodzący zza drzwi gabinetu. A dźwięk jest piękny: świdrujący, czysty, przenikający jestestwo. Raz zaznasz, a z niczym nie pomylisz ;) Starszych jak na lekarstwo. Możliwe, że wyrwali już wszystko co wyrwać można było, to po co tu tkwić? A wszyscy jakby bliżej siebie, jakby jeden przy drugim, jakby się chcieli skryć...
Pytam uprzejmie "pomoc stomatologiczną" jak daleko w tej kolejce jestem. Pani na to, że w teorii trzecia, w praktyce nie wiadomo, bo tu każdy "z czymś" jest. Kobieta znika w gabinecie zostawiając mnie z myślą z "czym" być tu powinnam. Z załącznikiem?
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...