środa, 8 sierpnia 2018

Czy to jest miłość...?

Patrzą na mnie koleżanki podejrzliwie... Sądzą, że się zakochałam. Hmm... No nie wiem.... Rozumu mi jakby ostatnio brak. Więc.... Czyżby?

Wstałam rano i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nocna koszulka leży sobie nietknięta na krześle obok łóżka. Spałam dziś w szortach i t-shircie, w których krążyłam wczoraj wieczorem po domu! A nie piłam, słowo! Czy będąc w 100% trzeźwym można zapomnieć się rozebrać przed snem? Jak widać można.
(Syn rechotał rano. Nie zwracałam uwagi. Pełna powaga.)

Wyszłam z domu, wsiadłam do auta. Skupiona, zwarta, do pracy gotowa. Po tym incydencie ze spaniem w opakowaniu wyostrzam wszystkie zmysły. Czujność! Z wyczuciem więc cofam i... bum! Słyszę że, ale nie widzę w co, przygrzałam. Bosz.... Czyżby za autem jakieś zwłoki leżały???

Wysiadam, z trwogą zerkam – leżą! Ale śmieci wraz z taczką. Uff... To pan z zieleni miejskiej pozmiatał wszystkie odpadki z okolicy, załadował na taczkę i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności postawił mi ją idealnie za samochodem. Wszystko wywalone... Pan wkur... wkurzony macha miotłą, a jego ust wydobywa się wielokrotnie złożone zdanie. Coś o kolorze włosów. Że blond? Aaaaa.... Pewnie chodzi mu o to, że ładny, bo świeżo farbę kładłam, przedwczoraj.
No dzięki, dzięki. (Nie słucham uważnie. Czas nagli. Odjeżdżam. Pełna powaga.)

Parkuję w okolicy pracy. Spieszę się, spóźniona jestem przez tę wywaloną na parkingu taczkę. Chodnikiem mknie koleżanka, zrównujemy więc krok. Patrzę na nią – włosy w kolorze... indyjski turkus? Wiem wiem, modne to teraz. Ale czy na pewno ładne? Pyta mnie (o matko... i po co pyta?) co myślę o jej nowym image`u.
Cóż... Kawy jeszcze nie piłam, mózg mi słabo działa, kłamstwa na poczekaniu sklecić nie umiem. Toteż szczerze odpowiadam: Moim zdaniem wyglądasz jak kucyk Pony.
 Nie wiem czemu została w tyle. Nie wnikałam. Z pełną powagą w drzwiach biura staję.

Można zacząć kolejny upalny roboczy dzień. Jeszcze tylko wypakuję z torebki drugie śniadanie. Zrobiłam sobie kanapeczkę z grahamki i żółtego sera. Gdzie ona jest... O, mam! Ale... Goła! Ani w papierku, ani w folii, ani w woreczku. No goła. Zupełnie. O mamo... Wepchnęłam sobie grahamkę z serem bez opakowania pomiędzy portfel i parasolkę. Tak po prostu. Cała ja :D
Wyjmuję. Chowam do szuflady. Mimo śmiechu koleżanki – pełna powaga!

Wniosek: Albo to jest upał, albo to jest miłość. Jedno i drugie mózg lasuje, człowieka do obłędu doprowadza, do działań nielogicznych popycha. W obu przypadkach nagłe poty murowane, kołowrotek myśli, kołatanie serca i łomot w skroniach zapewnione. Wszystko to mam, więc nie wiem. Trudno precyzyjnie zdiagnozować. Jedno jest pewne: Strach między ludźmi przebywać. Może lepiej zaszyć się gdzieś w zbożu,czy koniczynie. Może mi samo minie?  Kto wie...? ')

Ps. Gdyby ktoś wiedział, słyszał (ktokolwiek widział, ktokolwiek wie!?) w kim to jestem tak obłędnie zakochana, niech mi koniecznie da znać! Bo głupio tak w szortach spać nie znając ani przyczyny ani obiektu westchnień...
Miłego czwartku wszystkim! I tym narzekającym na upał i tym zakochanym :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...