wtorek, 12 grudnia 2017

SANATORIUM

Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc...
I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym "brakuje języka w gębie", bywało że nie wiedziałam co powiedzieć...

Przykładowo:
1. Miły pan przy stoliku: Tak patrzę na panią... i patrzę... i zastanawiam się: Jak pani to robi...? (Tu zakładam, że klasycznie, coś w stylu: "Jak pani to robi, że tak pięknie dziś wygląda?" ect.) Ja: Ale co robię proszę pana? Pan: Jak pani z tymi paznokciami ziemniaki obiera? (Konsternacja. Pojęcia nie miałam, pazur świeżo przed wyjazdem zrobiony, kartofelka nie widział :D)
2. Pan. Jeszcze milszy niż poprzedni. Pochyla się w moją stronę i szeptem scenicznym pyta: Przepraszam... Czy pani tego.... Czy pani codziennie myje głowę? (Znów konsternacja. Bo co tu odrzec? Jeśli powiem, że nie to mnie za brudasa jeszcze weźmie... A jeśli powiem, że tak, to mi zaraz coś o marnowaniu wody powie... :/ )
3. Pan na ławeczce, po lewej. Wyraźnie mnie obwąchuje. Mamrocze coś o "cudnym zapachu". Przechylam się na prawo. Pan z prawej szeptem: Pani się nie boi. On już taki kochliwy. A najbardziej to baby ze wsi lubi, pachnące mlekiem i rąbanką. To mu się pani spodobała... (Słowo daję, że ani razu tam w mięsnym nie byłam!)

Jak widać męska adoracja bywa trudna. Wniosek końcowy: Jestem niedomyta. Lub niegospodarna. Albo mało obyta w konwersacjach :(
Ale nic to. Pojadę znów! Ale tym razem będę lepiej przygotowana. Merytorycznie! ;)

Ps. A potem człowiek leży i zasnąć nie może wspomnieniami oczarowany.... ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...