Siedziała na starym, poplamionym materacu. W jednej dłoni trzymała słoik do połowy wypełniony kompotem z wiśniami, w drugiej ściskała piętkę chleba. Nasłuchiwała. Małgosia.
Pamiętam kiedy pierwszy raz zeszłam z przyjaciółką do jej piwnicy. "Chodź – mówiła – coś ci pokażę...". Była pewna, że ma tam kota lub chomika, którego ukrywa przed rodzicami. Uwielbiała zwierzęta, marzyła by być weterynarzem.
Betonowe piwnice bloków z wielkiej płyty. Któż ich nie znał...To tam toczyło się nasze "podziemne" życie. Znaliśmy wszystkie zaułki, przecisnęliśmy się przez wszystkie okienka. Czasem ktoś nas pogonił, ale i tak wracaliśmy niczym bumerang. Ciemność kusiła tajemnicą. Niejedną jak widać...
Zeszłyśmy schodami i skręciłyśmy w prawo. Druga piwnica po lewej. I wtedy zobaczyłam ją.
Siedziała na starym, poplamionym materacu. W jednej dłoni trzymała słoik do połowy wypełniony kompotem z wiśniami, w drugiej ściskała piętkę chleba. Na mój widok podskoczyła przestraszona, ale zaraz ją uspokoiłyśmy. Przyjaciółka wyjęła z kieszeni swetra kawałek pasztetowej i kromkę chleba. "Proszę..." – powiedziała.
Niczego nie rozumiałam.
Piwnica była w zasadzie pusta. Trochę słoików, beczka z kiszoną kapustą, stary stołek, na stołku zeszyt i ołówek. Chłodno, smutno. I ta szczupła dziewczynka z szeroko otwartymi oczyma... Małgosia.
"To mój zamek, a ja jestem królewną - powiedziała wtedy do mnie – Pobawimy się?" Cóż mogłam odpowiedzieć? Miałam jedenaście lat i głowę pełną fantazji. Wygłupiałyśmy się we trzy, do momentu gdy trzasnęły drzwi wejściowe do piwnicy i Małgosia zamarła. Na dźwięk szurania stóp po podłodze wyszeptała tylko: "To mój tato. Uciekajcie!"
Uciekłyśmy przez sąsiednią klatkę. Za plecami zostawiłyśmy wrzask wściekłego mężczyzny i płacz dziecka.
Odwiedzałyśmy ją wiele razy. Poznałam jej starszego brata Grześka, który równie często nocował w piwnicy. "Ojciec jak pije, to nas z domu wygania... Lubi tylko naszą najmłodszą siostrę. Nas już nie lubi. Taki jest życie – mawiał głosem znawcy z butą typową dla nastolatka - Damy sobie radę sami. Czasem coś przyniosę, skombinuję, czasem sąsiadki dadzą, a czasem mama nas zawoła jak ojciec już zaśnie i zupy ciepłej zjemy. Mama nas kocha, ale ojciec ją bije kiedy nam pozwala spać w domu. Szkoda nam mamy to śpimy tu" - wskazał palcem stary, poplamiony materac.
Pamiętam, że któregoś dnia spotkałam Małgosię na szkolnym korytarzu. Uśmiechała się promiennie i z przejęciem opowiadała: "Wiecie, jesteśmy z bratem w domu dziecka. Boże...Jak tam jest pięknie. Mam swoje łóżko i własne biurko! I mama nas odwiedza w niedzielę, gdy jej tata pozwala..". Cieszyła się całą sobą, tak jak potrafią się cieszyć tylko dzieci. Wydawało mi się to wówczas takie dziwne...
Skończyłyśmy podstawówkę i nasze drogi się rozeszły. Pamiętam, że spotkałam ją jeszcze tylko raz. Szła w stronę bloku swoich rodziców, zapewne w odwiedziny, w zaawansowanej ciąży. Na pytanie co słychać opowiadała, że ma chłopaka, że jak ona jest on z domu dziecka i że planują po skończeniu osiemnastu lat razem zamieszkać. Gdzie, za co? Tego jeszcze nie wiedzieli. "Ale wreszcie będę szczęśliwa - mówiła – wreszcie będę miała swoją rodzinę, swój dom, swój zamek...". Odeszła uśmiechając się do swoich myśli. Odprowadziłam ją wzrokiem.
Małgosia. Czy zbuduje gdzieś swój zamek?
Jej brat Grzegorz, niedługo po wyjściu z domu dziecka trafił za kratki. Seria włamań. Ile w tym jego winy?
A jak życie obeszło się z ich młodszą siostrą? Tego nie wiem. Na ławce przed blokiem już od dawna nie widuję ani jej, ani jej mamy. Mam nadzieję, że chociaż ona nie znudziła się swojemu tacie. I że nie musiała nigdy siedzieć na tamtym starym, poplamionym materacu, trzymając w jednej dłoni słoik do połowy wypełniony kompotem z wiśniami, w drugiej ściskając piętkę chleba i nasłuchując z drżeniem serca kroków na schodach...
* Imiona prawdziwych bohaterów zostały zmienione.
Ten blog to felieton dzienny. Nie ukrywam niczego. Piszę o tym co widzę, jak to widzę, czego doświadczam i jak to interpretuję. Bez ściemy, kurtuazji. Ze szczyptą ironii i dużą dozą poczucia humoru. Bez cenzury!
Autorka
sobota, 9 marca 2019
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego dziecka powinno nie być...
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Zadumałam się. Przypomniał mi się piękny dzieciństwa czas... Wasze mamy też Wam kołysanki śpiewały? Bo ja pamiętam muzykę już od kołyski....
-
Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...
-
Sanatorium - piękny czas. Zabiegi, wypoczynek, nowe miejsca, nowi ludzie, wrażeń moc... I zaskoczeń. Bo choć nie należę do osób, którym &qu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz