środa, 11 lipca 2018

Właścicielem być...

Niedawno w lokalnej gazecie ukazał się artykuł o nieuczciwych najemcach w Chełmie. Artykuł, po którym odebrałam wiele telefonów z zapytaniem: "Ania, to o tych u ciebie?". Nie. Nie jest to tekst o tym, co od kilku miesięcy stało się moją koszmarną rzeczywistością. Ale jest jakby kopią i nie dziwię się, że moi znajomi od razu rozpoznali w nim moją historię. Odniosę się zatem, skoro już wywołano mnie to tablicy...

Niedobrze nie mieć niczego. Trudno też mieć. Jeszcze trudniej zyskać na tym, co się ma. O czym piszę? O wynajmowaniu mieszkania. Z pozycji właściciela lokalu. Wynajęłam. Parę złotych się przyda – pomyślałam. Szkoda sprzedawać. I wtedy się zaczęło...


Najemcy bywają różni. Bardziej zamożni nie posiedzą długo. Zaraz na swoje idą. Sensownie w sumie, bo lepiej spłacać kredyt niż komuś wpłacać czesne. W większości więc wynajmują tacy, których na kredyt nie stać (lub mają ten kredyt "popsuty"). Ewentualnie studenci.

Wynajmujący ode mnie Państwo wyglądali porządnie. Schludni, grzeczni, mili, pracujący. Z dzieckiem. Ja – naiwna, świeża w branży wynajmujących – nie wiedziałam jeszcze co sprawdzać, gdzie i po co. Umowę zawarłam, ludzie się wprowadzili. Oczywiście wszystko legalnie, skarbówka powiadomiona, podatek płacony itd. Itp. I miała być sielanka...

Była. Przez miesiąc. W drugim miesiącu już niestety nie. Pieniążki się ludziom skończyły. Pani umowa o pracę również, zasiłku brak, zapomogi w ośrodku pomocy poszła szukać. Pan niby na umowie był, a może raczej pił. Trudno osądzić, kiedy się pojawiałam zwykle nie było go w mieszkaniu. I zaczęła się szarpanina o każdy grosz. W końcu trzeba zapłacić za wodę, światło, gaz. O swoim zarobku nie wspomnę. Nie zarobiłam. Wydarłam ledwo na opłaty. I to nie wszystkie.
Tu dodam, że oczywiście można nie zapłacić czynszu, światła, gazu ect. ale... Koniec końców komornik zedrze to z właściciela, czyli ze mnie, więc zero w tym mam korzyści. Odcinanie mediów najemcom, którzy nie płacą, jest w tym kraju również nielegalne. Najemcy ma być ciepło. Na koszt właściciela.
Dodam jeszcze, że niezależnie od tego czy osiągałam dochód (czesne) czy nie osiągałam, urząd skarbowy oczekiwał ode mnie podatku. "Jak pani z nich zedrze w sądzie to sobie uzyska dochód, nie nasza sprawa. Ale podatek trzeba płacić skoro pani zgłosiła że pani dochody będzie miała". Zapłaciłam i to. Podatek od planowanego dochodu.

A najemcom skala powodów do niepłacenia nagle rozrosła się do bajkowych rozmiarów. A to umarł chrzestny i wyjechali na pogrzeb i na wianek potrzebowali, a to mieli wypadek i w szpitalu byli i prywatne badania opłacali, a to dziecko chore zakaźnie i nie można przyjść po pieniądze, a leki takie drogie... Telefony zepsute, nie mogli odbierać, drzwi zamknięte, wejść nie można. No nie można, bo właściciel w świetle polskich przepisów nie ma prawa ani zmienić zamków, ani wejść bez obecności najemcy czy policji, ani nachodzić bo "zakłóca mir domowy".

Moi najemcy nie tylko mi stali ością w gardle. Swoim sąsiadom również, bo gdziekolwiek mieszkają, urządzają pijackie popijawy ze znajomymi (najemczyni w zaawansowanej ciąży pije również). Grożą, zastraszają ludzi, mają obecnie kilka spraw na policji i w prokuraturze. Pożyczają pieniądze po domach, biorą w sklepach "na krechę". Nikomu nie oddają. Mają również kuratora sądowego, nad głową panie z opieki (bo tam dziecko małe jest), dzielnicowego i... I nic to kompletnie nie zmienia :/
Żyją sobie jak żyli.

Ktoś powie: To weź i wywal na ulicę! Do sądu ich podaj! Policję wezwij! Cóż... Można rzecz jasna podać do sądu o zaległe opłaty, ale.... W Polsce dopiero po 3 pełnych niepłatnych okresach rozliczeniowych! Czyli czekamy 3 miesiące, ktoś sobie mieszka, a my regulujemy opłaty za niego bo mu nic zrobić nie można. Bo nie można. Dopiero po takim okresie można złożyć do sądu wniosek o odzyskanie długu oraz o eksmisję.
Eksmisja też nie jest prosta, bo nie każdego można wyrzucić "na bruk". Ani matek z dziećmi, ani ciężarnej, ani niepełnosprawnych, itd.. Jest tych wyjątków trochę. Trzeba im zapewnić lokal zastępczy. Nie, nie państwo. Właściciel lokalu ma im zapewnić! Można się starać by gmina to zrobiła, ale to trwa. Często lata...
Taki najemca śmieje się wam w twarz. Prawo chroni jego, nie właściciela. Właściciel odnoszę wrażenie ma dwa prawa: opłacać rachunki i nie zaczepiać najemcy. I czekać, aż prawo wreszcie stanie po jego stronie...
Oczywiście znam teorię, że można wpaść nocą z kijami i "przetłumaczyć" najemcom, ale... Sorry, nie szukałam takich rozwiązań. Jako osoba karana nie mogłabym wykonywać zawodu, w którym pracuję. I kogo bym tym ukarała? Najemców? Nie. Siebie. A ja zarabiać muszę, choćby po to by opłacać rachunki za nieuczciwych najemców... :/

Powstaje więc pytanie czy w ogóle można w tym kraju coś legalnie i bezpiecznie wynajmować? Zdarza się, że tak. Ale ryzyko jest. Z doświadczenia powiem, że warto zapytać o przyszłego najemcę w jego zakładzie pracy (zapytałam zbyt późno, a pan miał opinię "lekkoducha" i osoby nieprzykładającej się do czegokolwiek).
Warto poprosić o numer telefonu do poprzedniej osoby u której wynajmowali mieszkanie. Jeśli są uczciwi to nie widzę powodu by nie podali. I upewnić się czy nie było z nimi kłopotów. Należy też pamiętać że nie ściągnięcie długu z zasiłków pomocowych, alimentów, 500+. Taki dochód najemcy jest przez was nie do ruszenia.

Dzięki Bogu nie byłam aż taką "blondynką" wynajmując, by nie popytać, nie doczytać. Nie podpisałam zwykłej umowy najmu. Podpisałam "umowę najmu okazjonalnego".
Czym się on różni od zwykłej umowy najmu? Tym, że najemcy podpisują u notariusza akt dobrowolnego poddania się egzekucji. W momencie zakończenia umowy – mamy ich z głowy, niezależnie czy są w ciąży, z dziećmi, bez nogi itd.
Załącznikiem do takiego aktu jest oświadczenie kogoś, kto posiada własność lokalu i zobowiązuje się przed notariuszem, że w momencie eksmisji przyjmie od swój dach te osoby. Więc problem eksmisji "na bruk" mamy z głowy.

Pięknie to brzmi, a realnie jest tak: Ktoś nam nie płaci 3 miesiące. Po tym okresie wypowiadamy umowę, czekamy na zakończenie okresu wypowiedzenia (sprawdźcie jak to ujęliście w umowie!). Jeśli najemca nie opuszcza lokalu wzywamy go pisemnie do opuszczenia (to ważny kwit w sądzie!). Jeśli nie opuści w terminie, składamy akt notarialny do sądu z wnioskiem o wydanie klauzuli wykonalności (50zł. - wpłaca właściciel oczywiście) i czekamy. Ja czekałam 3 tygodnie. Potem z tym aktem z klauzulą idziemy do komornika. Znów wpłacamy zaliczkę by napisał pismo iż będzie eksmitował najemców (koszt to niecałe 500zł – to się nazywa już tanio - i znów wpłaca właściciel). I znów czekamy. Komornik wysyła pismo do najemców z terminem opuszczenia lokalu. I tu zaczynają się schody, bo sprawa nabiera biegu pod warunkiem, że najemca odbierze pismo. Jeśli nie – sprawa staje w miejscu! Amba. Jeśli w końcu to pismo odbiorą i jeśli wyprowadzą się w tym terminie, mamy wreszcie swój lokal z powrotem po kilku miesiącach batalii. Jeśli najemcy jednak się nie wyprowadzą, pan komornik pisze kolejne pismo w którym wskazuje termin planowanej eksmisji. Przyjedzie wówczas w asyście policji, z psychologiem dziecięcym, ślusarzem itd. i "opróżni" nasz lokal. Wywiezie klientelę pod adres wskazany w podpisanym przez nich wcześniej akcie notarialnym. Ale to już na koszt najemcy.

Wtedy można usiąść i podliczyć straty. Rachunki, których nie zapłacili, czesne którego nie otrzymaliście, a od którego opłaciliście podatek, koszty sądowe, komornicze, ewentualne koszty zniszczeń w mieszkaniu itd. Składacie pozew do sądu i sądzicie się o powstałe długi (tu wiadomo – sprawę utrudniają niestawiający się na rozprawy dłużnicy). Potem idziecie z wyrokiem do komornika i znów czekacie. A nuż najemca w końcu pójdzie gdzieś do pracy i uda się z niego ściągnąć chociaż koszty komornicze? Oby...

Może to co napisałam nikogo nie interesuje. Rozumiem. Ale może ktoś z Was jest u progu kariery wynajmującego lokal i moje słowa dadzą mu do myślenia lub staną się wskazówką? Bo wynajmować można, ale łatwe to nie jest. Nieuczciwych, kłamiących z premedytacją i żerujących na ludziach najemców jest w tym mieście sporo. Przed tymi, których mam ostrzegłam już kolejnych właścicieli mieszkań. Tak, wiem, swoim kosztem, bo najemcy nie mają teraz gdzie iść. Ale nie potrafię przymykać oczu i pozwolić, by kolejnej osobie zrobili to samo co mi. Nie! Wszystko ma kiedyś jakiś koniec. A ja do końca ich matactw chętnie rękę przykładam!

By wynajmować mieszkanie trzeba mieć szczęście do ludzi. Potrzeba też trochę pieniążków na koncie. I nerwów ze stali. Jeśli taki komplet posiadasz – wynajmuj. Jeśli nie – załóż lokatę. Może mniej zarobisz, ale na pewno będziesz zdrowszy.... :)
I wiecie co jest najgorsze: Nie to, że są ludzie podli, zakłamani, oszuści. Nie to, że tracicie pieniądze i zdrowie. Nie. Najgorsza jest bezradność. Najgorsza jest świadomość bycia uczciwym i kompletny brak wpływu na przebieg sprawy. To czekanie... Aż prawo wreszcie stanie po właściwej stronie, aż coś się zmieni, aż sprawiedliwość zwycięży (tak, wiem, powiecie: nie na tym świecie)... Czekam... 

ps. Dziękuję tym, którzy mi pomagali: prawnikom, służbom porządkowym, Straży Miejskiej, instytucjom sądowym, znajomym, którzy dodawali otuchy i tym, którzy wiedząc że jestem strzępkiem nerwów nie dodawali mi już niczego więcej... Dzięki wielkie <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...