sobota, 17 sierpnia 2019

 Sobotnia noc, disco w stylu lat 80-tych. Parkiet pełen ludzi i wówczas podchodzi do mnie "ON".
Nie nie, żaden tam mój typ. Zwyczajny raczej, w stylu "latino lover", pewny siebie, grzywką zarzuca, taki co to "słuchaj lala, pewnie nie wiesz, ale zaraz się dowiesz, że za mną szalejesz".
Szczęśliwie tańczyłam, to nie zaproponował mi pchania traktora (znacie na pewno: On: Tańczysz? Ona: No chyba widzisz, że jeszcze nie...On: To świetnie. Pomożesz traktor pchać ;) ). Poprosił, tańczymy.
Wiadomo jak to w tańcu – muzyka gra, niewiele słychać z tego co w moją stronę krzyczy. A że kawałek szybki to i zasięg słuchowy słaby. Jednak jako tako do porozumienia doszliśmy. Już po dwóch minutach dowiedziałam się, że ma na imię....Jadzia. Z uśmiechem szelmy mi to obwieścił. Nie oponowałam. Moja mamusia jest Jadzia i nikt tak jak ona wpienić mnie nie potrafi. A ON.... Tak. Wyglądał mi na takiego, który wpienić potrafi. Jadzia mu pasowało.

- Antek... - przedstawia się w końcu
- Anka
- Wiem... Anno, Aniu, Aneczko, ach.... - rozwija wątek zdrobnień i zgrubień – Pojęcia nie masz z kim tańczysz. Ja planistą jestem!
- Ach tak?
- Tak. Zaplanowałem, że cię dziś zdobędę! Hahahaha.....
- Taaa..... zauważyłam....
- Zauważyłaś mnie? Wiem. Pewnie nie pierwszy raz tu jesteś. Obserwowałaś mnie, przyznaj się?

Cóż mogę rzec... Pierwszy raz na oczy faceta widzę. I doprawdy nie żałuję. Pierwszy też raz jestem na disco w stylu lat 80-tych...
- No wiem wiem, że się przyczajałaś. A tu patrz – sam podszedłem. Ale fuks, nie?

Ćwiczę zgrabne wymijanie biodrami jego lepkich dłoni, zerkając jednocześnie jak by tu ukradkiem zwiać....
- A wiesz, ja to na saksofonie gram i na gitarze i zaraz ci takie karaoke zaśpiewam.... Ale to zaraz. Tańczmy teraz!
Tańczymy średnio składnie i na pewno mniej niż ładnie. Wciąż główkuję jak by tu dać dyla...

- No to co słodka....idziemy do mnie? Mam w lodówce białe wino....^^
Nawet nie rozważam. Ja mam w lodówce dwa czerwone, to z czym chłopie do ludzi? :P

- No dawaj, piruecik może jakiś?
I skłon w tył, włosami podłogę zamiatam. I obroty i jak mnie nie podrzuci ....i jak mu nie skoczę z impetem na stopę....aż go zgięło... Aż mi się przyjemnie zrobiło... (matko, aż tyle we mnie sadystki? ;) )

- No to co, idziemy? - stęka i ukradkiem masuje nogę
- Ojej, chyba ci stopę uszkodziłam... ach.... To może na chwilkę usiądź, a ja skoczę do toalety? Zaraz wrócę...
- Tylko szybko, bo ci mnie tłum moich fanek odbije, hehehe....

"Hehehehe...." Tak się właśnie śmiałam, kiedy zwiałam. Toaletę minęłam pędem, drzwiami kłap i wio taksą do domu nie mówiąc nic nikomu :D

Lubię sobotnie wieczory. Niekoniecznie przetańczone. Takie, gdy mnie żadna chłopaczyna nie otumania butelką wina ;)
Polecam nocne balety (są lepsze niż kotlety!). Wrażeń nigdy nie brakuje. Nie zawsze wartych wspominania, ale pośmiać się można ;)

Do zobaczenia na jakimś parkiecie! Bez obaw - bez powodu nikomu na stopę nie skaczę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...