No czad.... Bogdan co prawda zdradza ją od lat i każda taka wycieczka jest rekompensatą ostatniego romansu, ale skoro czad...
Dla Marioli czad to pojęcie ściśle związane z gotówką. Czadem są drogie buty, etola z lisa, wycieczka za granicę czy nowy złoty pierścionek. Czasem jest nim nowe auto, kanapa lub obraz z dwoma smugami wart tyle, że aż boję się napisać. Czad.
Błogosławione banalne szczęście. Jakże nudne, jakże pełne. Ukryte w drobnych szczegółach, pozornie nic nieznaczących gestach. Bez bylejakości, bez pośpiechu, bez strachu. Sercem namalowane chwile. Zbyt błahe by je opowiadać, zbyt ważne, by zapomnieć. Wracają nocą, gdy jesienny wiatr szarpie okiennice chcąc dostać się do środka. Nie wpuszczę go. Zbyt długo czekałam na to, co właśnie w sobie poukładałam. Zbyt długo mnie to szczęście szukało, bym teraz pozwoliła zimnym wiatrom zdmuchnąć je jak słaby płomyk dogasającej świecy. Zamknę je w dłoniach. Niech nie marznie, gdy przyjdą chłodne, grudniowe wieczory...
-Czad, nie Anka? - piszczy mi w słuchawkę - Co nie?
Szczęście to nie czad. Czad jest trucizną. Potrafi otumanić, potrafi zabić.
Jakie to szczęście, że nie mam z nim nic wspólnego...
am
(Ze specjalną dedykacją dla A., która choć nie szuka - niebawem znajdzie :) <3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz