wtorek, 16 października 2018

Korona

Słonecznym popołudniem maszeruję jedną z głównych ulic miasta. Spacer. Rekonwalescencja.
Mijam leżącego obok ławki miłego pana, który w ciepłych promieniach jesieniego słonka uciął sobie drzemkę przy KRUS-ie. Czapeczkę sobie pod główkę podłożył, to mu nikt nie zakosi. Plecaczek natomiast beztrosko pozostawiony na ławce z pewnością w krótkim czasie zmieni właściciela... Ale cóż poradzić? Kontakt werbalny utrudniony, jeśli nie niemożliwy (jakieś "blablagluglu spieeeerrr...." - jedyne co zdołał wykrztusić). Zostawiam w spokoju. Nie będę się przecież spieeeerrr...ać ;)
Mijam ZUS i na horyzoncie dostrzegam sylwetkę męską, dorodnej postury. Facet dziarsko maszeruje, a na głowie ma... Koronę?!?
I owszem! "Ale odlot!" - myślę i szczerze się szczerzę, bo uwielbiam "ludzi z polotem". Jeszcze kilka kroków i....
Matko moja! Toż to mój syn idzie przez miasto w koronie!!!
Zatrzymuję się i zwijam ze śmiechu. Synuś podchodzi, szczerzy się i pozuje do zdjęcia. Mamy ubaw po pachy :D Pytam potomka o powód i miejsce koronacji. A było to tak:

"No więc mamuś... Puścili nas wcześniej z zajęć (syn w Lublinie studiuje), to postanowiłem uczcić ten fakt w Burger Kingu. Zamówiłem. Siadam i jem. Patrzę przez szybę, a tam... Ludzie biegną. Za moment biegną w drugą stronę! "Co jest?" - myślę. A tu jak nie huknie! To policja granaty rzucała, potem lała wodę z armatek. Nie miałem pojęcia że jest jakaś parada równości i antyparada. W ogóle nie wiedziałem co jest grane. Myślałem że to ostatni hamburger w moim życiu...
Jak już było wiadomo co i jak i dało się wyjść na ulicę, to zapytałem czy dają te korony w Burger Kingu. Dają. To założyłem i jestem :D "

Ja: Synu.... To Ty w tej koronie tak przez Lublin....?
Syn: Nom. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
(Nie dziwne, skoro tam akurat parada równości szła....)
Ja: Aha... A potem w busie...?
Syn: No w koronie jechałem, bo był tłum i nie było gdzie jej położyć. Nie chciałem zniszczyć.
Ja: No tak... A potem tak ulicami Chełma?
Syn: Tak. Tylko jeden pan mnie zaczepił i zapytał czy jestem wielbicielem "Korony Królów". Odpowiedziałem, że nie. Na to on, że pewnie jestem humanistą i że lubię historię...
Ja: I co Ty na to?
Syn: Że nie. Że raczej hamburgery :D

Cóż mogę powiedzieć...
 Moja mama wychowywała mnie w myśl zasad: "Nie wychylaj się, nie odstawaj, niech cię nie zauważają" i "żeby tylko ludzie nie gadali" itd. W zasadzie te zasady po mnie spłynęły ;)
Ja swojego syna wychowałam dokładnie odwrotnie: "Rób co czujesz i jak czujesz, choćby gadali, choćby się śmiali. Bo ludzie i tak będą gadać i tak będą się śmiać, więc lepiej niech obgadują cię za coś co sprawia Ci frajdę, zamiast za niewinność. Jeśli to co robisz nie obraża nikogo, nie krzywdzi innych i nie jest powodem "zgorszenia maluczkich" – kichaj na opinię ludzi!"

No i dziecko mamusi posłuchało. Ale chociaż nie miałam na myśli chodzenia w koronie po ulicy, kiedy go edukowałam, to powiem szczerze....jestem dumna. Że wychowałam kogoś kto nie ogląda się tchórzliwie dokoła szukając akceptacji, kto nie boi się odstawać i nie szuka sposobów by zlać się z szarością. No i fantazji ciut ma ;) A że lekko "szokuje"... Sama kocham prowokacje, wywoływanie i obserwowanie skrajnych ludzkich reakcji ;) No po kimś to chłopak musi mieć :D

Dawid Podsiadło śpiewa: "Przez chwilę czułem się jak Bóg, przez chwilę byłem królem w mieście..." i mój syn zastosował to w praktyce ;)
A tak już bardziej serio: Wiecie czemu warto chodzić w koronie? Bo przez życie trzeba iść właśnie w koronie. Znać swoją wartość, trzymać głowę prosto, ani nie zadzierać ani tym bardziej nie pochylać przed byle czym i z byle powodu. Inaczej ta korona nam spadnie. Szanować siebie. I trzymać pion.
Ale będąc już królem warto czasem przymknąć jedno oko i nie być tak do końca "na serio". Dystans do siebie, do innych, i duża doza poczucia humoru. I od razu żyje się łatwiej. Nie warto połykać kija od szczotki ;)

Miłego dnia Wam życzę Królewny i Królewicze! Niech Wasze korony lśnią w jesiennym słońcu! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...