sobota, 17 sierpnia 2019

Szeptucha


Byliśmy z nim wszędzie…. - zaczęła opowieść gładząc włosy sześcioletniego syna – wszędzie…
Pani wie jak to jest? Rodzi się dziecko. Normalne, zdrowe, oczekiwane. Rośnie, rozwija się, niby wszystko normalnie. Ale nienormalnie. Bo nic nie mówi.

Na początku sądziliśmy że Jurek jest taki spokojny, łagodny, dlatego cichy. Z czasem już wiedzieliśmy że coś jest nie tak…
Lekarze, kliniki, prywatne wizyty. Krtań zdrowa, struny zdrowe. Może to w głowie? Nikt nic nie wie. Najlepsza w Polsce placówka logopedyczna, zagraniczne turnusy. Nic. Ani słowa.
Wszystkiego próbowaliśmy. Płaciliśmy każde pieniądze. Nikt nie wiedział co z nim zrobić.

Aż w końcu ktoś gdzieś powiedział mi o jednej... babie. Pani się nie śmieje, ja wiem że to głupie, taka babka-szamanka. Szeptunka czy coś. Ja nie wierzyłam w to, ale tonący brzytwy się chwyta…
Mąż nie chciał jechać. Pukał się w czoło że jestem poganka i żebym sama jechała jeśli chcę. Tylko dziecka żal, że go ciągam po takich zaściankach. Pojechałam.
Pani wie jakie tam kolejki? Ludzi tłum. Jeden się modli, inny płacze, trzeci rozmawia przez telefon. Dziwnie, jak u lekarza w poczekalni, tylko że to ławki na podwórzu były i ludzie jacyś tacy… Tygiel.
Czekaliśmy długo, ale Jurek nie płakał. Zawsze był dzielny i cichy.

Pamiętam pierwsze wrażenie jej „gabinetu”. Na ścianach obrazy. Jezus, Maryja, jacyś święci chyba, krzyże, ołtarzyki, świece, dziwnie… Już chciałam wyjść, kiedy spojrzała na nas i chrapliwym głosem rzuciła: Siadaj.
Usiadłam. Patrzyła na mnie przez chwilę. Potem parzyła na Jerzego.
- Czego się nie modlisz?
- Modlę…
- Za mało! Módl się więcej. Co z nim nie tak?
- Nie mówi. Od urodzenia. My…
- Tak tak, byliście wszędzie i nic….
Obejrzała gardło Jurka, dotykała jego szyi, ramion, klatki piersiowej. Szeptała coś cicho do jego ucha, lekko się kołysząc. To coś...nie wiem….modlitwa? mantra? płynęło jak melodia, koiło, uspokajało… Trwało to może 2-3 minuty. Usiadła.
- No to idźcie z bogiem…
- Jak to...z bogiem?
- Idź idź. Wszystko się ułoży. Chłopak zacznie mówić zanim ta nitka się przerwie (zawiązała mu na nadgarstku cieniutką czerwoną wstążeczkę). A ty się mężem zajmij bo cię zdradza. Ślepa nie bądź. Ot co.
- Że co…?
Ale nic nie odpowiedziała. Zniknęła za drzwiami w kącie „gabinetu”.

Stałam tam jeszcze chwilę zupełnie oszołomiona. O czym ona do mnie mówi? Jaka zdrada? Przecież ona nie zna mojego męża! I po co to całe szamaństwo, skoro Jurek jak nie mówił tak nie mówił? Czasu szkoda i pieniędzy. Wróciliśmy do domu.
Ale…

Wróciłam już inna. Zaczęłam przyglądać się mężowi. Sławek niby zachowywał się zwyczajnie, ale faktycznie pracował dłużej, w weekendy też, jakieś delegacje i szkolenia. Więcej go nie było niż był… Tu i ówdzie podpytałam, tam i tu za nim pojechałam. I po dwóch tygodniach już wiedziałam, że te "nadgodziny" mają na imię Iwona…

Pamiętam tamten wieczór. Wrócił po 23-ej. Pachniał winem, papierosami i obcymi perfumami. Nawet tego nie krył. Uśmiechnął się kpiąco, gdy zapytałam czy był z nią. I wtedy coś we mnie pękło. Krzyczałam, całe życie z siebie wyrzuciłam. Nie znałam siebie takiej. Ani on. Z zaskoczeniem przyjął policzek w twarz i kilka ciosów gdzie popadnie. Nie pamiętam ani ile ani co dokładnie wrzeszczałam. Ani tego co on mi odkrzykiwał. Pamiętam jedynie ostatnie moje zdania:
- Wynoś się stąd! Wypier…. I nigdy tu nie wracaj, zrozumiałeś?!?
- Nieeeeeee!!!!!!! - usłyszałam tuż obok. To krzyczał nasz Jurek. Swoje pierwsze w życiu słowo – Nieeeeeee……!
Płakaliśmy ze Sławkiem. Płakaliśmy i tuliliśmy na zmianę Jurka. Kątem oka zauważyłam leżącą na podłodze rozerwaną czerwoną wstążeczkę z nadgarstka syna…

Czy wierzę w szeptuchy? Nie. Nie wierzę. Chociaż… Miała rację i z mężem i z synem… Ale nie, nie wierzę chyba…
Nie. Nie poskładaliśmy tego z mężem. Nie udało się. Jest dziś z tamtą. A Jurek… Pani wie jak on pięknie śpiewa? Ma wielki głos. I wielki talent. Będzie z niego kiedyś artysta...
Ale może ja panią nudzę?

Widziałam ją tylko raz, wtedy, w pociągu. Obcym opowiada się łatwiej. Zwłaszcza historie, w które trudno uwierzyć. Jerzyk śmiał się głośno i radośnie, gdy pociąg przejeżdżał przez most na Wiśle. Potem długo stał przy oknie i szeptał coś pod nosem. Coś co brzmiało jak piosenka śpiewana na jednej nucie lub modlitwa, którą mógł zrozumieć tylko on...

am

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tego dziecka powinno nie być...

Życie toczyło się jak w bajce. Dobry mąż, narodziny córki. Potem chwila strachu czy uda się utrzymać wybrany kurs i... Udało się. Urodził ...